Czy Big Pharma sponsoruje alternatywnych?

Długo mnie nie było, pora uderzyć z grubej rury i napisać coś mocno kontrowersyjnego.

Bardzo poważnie zastanawiam się, czy ludzie tacy jak Socha, Jerzy Zięba czy Czerniak są po cichu wspierani przez koncerny farmaceutyczne. Tylko pozornie jest to szaleństwo, zaraz postaram się udowodnić, że ta myśl wcale nie jest taka głupia. Weźmy za przykład szczepienia.

Zacznijmy od tego – do czego dążą koncerny farmaceutyczne, co byłoby dla nich największą korzyścią? Odpowiedź jest oczywista, monopol. Koncern, który sprzedaje na przykład szczepionki byłby bardzo zadowolony z tego, żeby były one przymusowe. Ale nie te zwykłe – koncern chciałby przymusowych szczepionek przeciw wszystkim możliwym chorobom, nawet grypie. Co prawda mniej osób trafi wtedy do szpitali, ale z leczenia szpitalnego zyski płyną do kieszeni szeregowych lekarzy, a nie szefów koncernów.

Co stoi na przeszkodzie? Oczywiście ludzie. W medycynie jest bardzo mądra zasada, że wszystkie zabiegi powinny być wykonywane po zgodzie pacjenta. Pamiątka z czasów, gdy lekarze lubili sobie na pacjentach eksperymentować. U normalnych ludzi wszelki przymus wywołuje instynktowny opór, dlatego nawet wśród osób, które szczepienia uważają za najlepsze, co przydarzyło się ludzkości, jest sprzeciw wobec obowiązku.

Co zrobić, żeby przekonać ludzi do obowiązku? Metoda stara jak świat, straszenie i pokazywanie wrogów. Jeśli ludzie uwierzą, że istnieje silny ruch antyszczepionkowy, to po pierwsze ze strachu, po drugie – z chęci dopieczenia przeciwnikowi, zgodzą się na przymusowe szczepienia. Jestem pewien, że jeszcze 20 lat temu mniej niż połowa ludzi w Polsce poparłaby przymus. Mamy zbyt bogatą historię oszustw ze strony władzy, bo powierzać jej cokolwiek dobrowolnie, nawet nasze zdrowie. Gdyby taki sondaż przeprowadzić dziś… no tak, przeprowadzono. Prawie 80% Polaków jest za przymusem. I jestem pewien, że ten odsetek będzie rósł.

Urabianie opinii publicznej jest bardzo proste. Trzeba wziąć małą, krzykliwą grupkę, najlepiej taką, której poglądy to czyste brednie, nagłaśniać ją gdzie tylko się da, wyrobić w społeczeństwie przekonanie, że ta grupka jest znacząca, groźna. Ludzie zgodzą się na wiele, by chronić się przed tym „wrogiem”.

Czy taka akcja ma miejsce? Czy obecnie nagłaśnia się Sochy, Zięby, Czerniaki? Czy może po prostu robią to sami z siebie, bez żadnego wsparcia? Ciężko wyczuć, ale na pewno ich działania mogą doprowadzić do bardzo groźnych dla alternatywnej medycyny konsekwencji. Jeśli medycyna mająca wspomagać leczenie będzie kojarzyła się z bredniami typu „strukturyzacja wody” ludzie gotowi są odrzucić wszystko, co alternatywne. Zresztą już teraz widać, gdy Ziębie zdarzy się powiedzieć jedną mądrą rzecz, zasugerować podawanie witaminy C w przypadku sepsy, jest to z automatu wrzucane do worka z kłamstwami i odrzucane.

Żeby nie było – o szczepieniach warto rozmawiać, zastanawiać się nad rachunkiem strat i zysków, pytać o bezpieczeństwo używanych konserwantów i tak dalej. Problem w tym, że takie stopnopy robią to po prostu skrajnie głupio. Ośmieszają ideę, dzięki ich działalności wszelkie wątpliwości co do na przykład bezpieczeństwa stosowanych w szczepieniach konserwantów będą kojarzone z bełkotem o „bezpiecznej odrze”. Osoby pokroju Sochy skutecznie zniszczyły możliwość krytyki producentów szczepień – nikt kto ma jakąkolwiek reputację nie zacznie o tym mówić, bo nie chce być kojarzony z oszołomami, a nawet jeśli odważy się coś powiedzieć – można z nim wygrać dyskusję po prostu porównując go do stopnopowców.

Podobnie zresztą Zięba – jeszcze kilka lat temu, gdy na jakimś forum publicznym pisałem o metodach alternatywnych, spotykałem się z zainteresowaniem, ludzie dopytywali o źródła. Teraz? „Hahaha, następny debil ziębowy!”. Już prawie nikt nie chce słuchać o wpływie diety, witamin, bo kojarzy się to z oszustwami i oszołomstwem. Alternatywa dla klasycznej medycyny została zepchnięta na margines. Macie inne doświadczenia? Wyjdźcie poza fora i grupy o takiej tematyce, zacznijcie wątek na dużym forum ogólnym, przekonacie się, jaki jest odbiór w szerszym społeczeństwie. Tego się nie czuje, bo każdy lubi otaczać się ludźmi z podobnymi poglądami, niektórzy weganie mają znajomych prawie wyłącznie wegan i wydaje im się, że cały świat tak myśli.

Przypomina to działania Korwina, który w piękny sposób zniszczył ideę liberalizmu. „Hitler nie wiedział o Holocauście, Murzynki śmierdzą, demokracja nie jest dobrym systemem, a do tego zawsze się trochę gwałci”. Jeśli będzie się to powtarzać odpowiednio często, nikt nie odważy się krytykować demokracji, bo z miejsca przypnie mu się łatkę „korwinisty” wraz z całą resztą poglądów. „O, powiedział, że demokracja jest zła, korwinista, to pewnie też uważa, że lekka pedofilia jest dobra dla dzieci”.

Jak już jesteśmy przy szczepieniach, chciałem omówić kilka badań nagłaśnianych przez stopnopy.

Pierwsza rzecz, wpływ odry na stwardnienie rozsiane. Odra to naprawdę paskudna choroba, której konsekwencje można odczuwać przez całe życie. Najnowsze badania wykazały, że jedno z powikłań – podostre stwardniające zapalenie mózgu – atakuje jedną osobę na kilkaset chorych, a nie jak poprzednio sądzono, kilkanaście czy kilkadziesiąt tysięcy. Wcześniej były po prostu problemy z prawidłową diagnozą, dlatego uważano, że schorzenie jest dość rzadkie, teraz wiemy, że po przechorowaniu odry, więcej niż jedna osoba na tysiąc umrze potem w niewyobrażalnych męczarniach. Jest bardzo prawdopodobne, że zwiększa ryzyko kilku najczęściej spotykanych nowotworów. Oczywiście jak wszystkie rzeczy, pewnie są też pozytywne skutki przechorowania, ale oceniając ryzyko, trzeba brać pod uwagę to, co wiemy na pewno, a nie to, co może okazać się w przyszłości. Na pewno wiemy, że odra kompletnie rozwala układ odpornościowy. Dlatego własnie przez długi czas podejrzewano, że stwardnienie rozsiane to po prostu konsekwencja zarażenia wirusem. Obecnie odeszło się już od tej hipotezy.

Stopnopy ogłosiły, że przechorowanie zmniejsza ryzyko stwardnienia rozsianego, czy wręcz „chroni” przed chorobą, dając link do jakiegoś badania. Jest to ordynarne kłamstwo, inaczej tego nie można nazwać – w badaniu nic takiego nie ma. Była tam tylko delikatna sugestia, że przechorowanie odry w późnym wieku może zwiększyć ryzyko rozwoju stwardnienia, ale nigdzie nie napisano, że przechorowanie w młodszym chroni, a jedynie że niesie mniejsze ryzyko niż przechorowanie w wieku późnym!

To trochę tak, jakby opublikować badanie, z którego wynika, że postrzał z pistoletu w żołądek niesie mniejsze ryzyko śmierci, niż postrzał w głowę, a ktoś by z tego wyciągnął wniosek, że postrzał w żołądek chroni przed śmiercią. Bełkot, tego naprawdę nie można inaczej nazwać.

Z kolei badania dotyczące wpływu przechorowania świnki i odry na ryzyko śmierci z powodu chorób układu krążenia są niegłupie, powiedziałbym, że naprawdę bardzo ciekawe. Wyszło w nim, że przechorowanie zwłaszcza świnki zmniejsza ryzyko śmierci z powodu zawału czy wylewu. W przypadku odry efekt ochronny był dużo mniejszy, sumaryczny efekt przechorowania obu schorzeń to zmniejszenie ryzyka śmierci o kilkanaście procent. Przy czym trzeba tutaj pamiętać o tym, jak takie wyniki się odczytuje – jeśli wśród 1000 osób na zawał umrze 20, to uratowane będą trzy osoby. 15% niższe ryzyko nie oznacza, że ratujemy 150 osób (15% z 1000), tylko 3 (15% z 20).

Jest tutaj pewien haczyk, które nie pozwala nam powiedzieć „przechorowanie świnki ratuje ludziom życie!”. Badanie przeprowadzono w Japonii, gdzie przez długi czas tylko nieliczni mogli sobie pozwolić na szczepienia ochronne – najbogatsi. Co więcej, znacznie prościej było się zaszczepić przeciw odrze. Tak się składa, że to najbogatsi są najbardziej narażenia na choroby układu krążenia i najczęściej umierają z powodu zawału czy wylewu.

Jak więc widać, jest całkiem prawdopodobne, że fakt przechorowania świnki lub odry nie miał żadnego wpływu na ryzyko zawału. Po prostu osoby, które się najbardziej niezdrowo odżywiały, stać było na szczepienie, przez co ich dzieci nie zachorowały. W późniejszym życiu te dzieci dalej jadły niezdrowo i to wywołało miażdżycę.

Żeby wiedzieć, który scenariusz jest prawdziwy, trzeba przeprowadzić bardziej szczegółowe badania, z uwzględnieniem statusu materialnego, a także uwzględnić inne kraje. Pytanie, czy ktokolwiek będzie chciał to robić, czy może naukowcy przestraszą się tego, jak będą postrzegani gdy dotkną tematu szczepień z niewłaściwej strony?