Znajomi przekonali mnie, żebym założył bloga. Dziel się wiedzą, mówili. Ludzie to kochają, mówili. No cóż, przypuszczam, że jeszcze tego pożałuję.
Jak już blogować, to czemu nie zacząć z grubej rury? Pierwszym wpisem wsadzić kij w mrowisko, wystąpić przeciw najpopularniejszym „alternatywnym” teoriom w blogu, który z założenia jest alternatywny?
Jestem pewien, że wpis będzie odebrany jako niemiły przez osoby, które są rodzicami dzieci autystycznych. W końcu zrzuca on całą odpowiedzialność za zdrowie dziecka na rodziców. Ogromną popularność zdobywają teorie, które winią czynniki zewnętrzne, zwłaszcza szczepionki. A tu pojawia się taki bloger, określający się mianem „alternatywnego” i śmie twierdzić, że teoria o związku szczepionek z autyzmem to bzdura! Co więcej, pisze, że odpowiedzialność leży w całości po stronie rodziców! No jak to tak…
No dobrze, może oskarżanie matki i ojca jest nieco nieuczciwe. W końcu są tylko zwykłymi ludźmi, a nie ekspertami od medycyny i dietetyki, skąd mogli wiedzieć, że w ciąży (a także wiele lat przed nią) trzeba przestrzegać pewnych określonych zasad? Od lekarza tego nie usłyszeli. Niemniej o przyczynach autyzmu, tych PRAWDZIWYCH trzeba mówić głośno i wyraźnie. Wprost powinno się napisać, że ponad w ponad 95% przypadków choroby można uniknąć, jeśli przestrzega się prostych zaleceń dietetycznych. Absolutnie niedopuszczalne jest zrzucanie winy na jakiekolwiek czynniki zewnętrzne, takie jak szczepionki. Nie istnieje żadna czarownica do palenia na stosie, to nie lekarz ze strzykawką, nie opryski z samolotów ani GMO. Wszystko zależy od tego, co znajdzie się na talerzu w ciąży i przed nią. I nie można tu mówić o wyłącznej odpowiedzialności matki – ojciec też może gotować, a jeśli to małżonka gotuje, może domagać się zdrowych posiłków dla siebie, aby nie musiała wykonywać tej pracy dwukrotnie.
Oczywiście nie jest też prawdą to, co można przeczytać na niektórych blogach „proszczepionkowców” jakoby autyzm był w głównej mierze wywołany genami. To nie jest prawda. Owszem, silne geny ochronią przed rozwojem choroby nawet wtedy, gdy dieta matki będzie fatalna, ale niewiele więcej. Tej chorobie niemal zawsze można zapobiec.
Na początek jednak słowo o synergii czynników. Jest to pewna zaskakująca zależność. Jeśli czynnik A wywoła autyzm u jednego dziecka na 10 000, czynnik B również, to można się spodziewać, że jeśli wystąpią one jednocześnie, to ryzyko będzie nie – jak wynika z prostej matematyki – jak 1 do 5000, tylko dużo, dużo wyższe, nawet 1 do 500. W medycynie obserwuje się to na każdym kroku – jednoczesne zażycie dwóch słabych, niegroźnych trucizn zabija najsilniejszych ludzi, infekcja dwiema niegroźnymi bakteriami w tym samym czasie sprawia, że trzeba walczyć o życie. Dlatego właśnie pisałem o możliwości uniknięcia niemal każdego przypadku autyzmu dziecięcego – przestrzeganie dwóch zasad, z których każda redukuje ryzyko o 50% sprawi, że sumaryczny efekt przekroczy 90%. A co gdy dołoży się trzecią, czwartą…?
Na początek – kwasy tłuszczowe. W badaniu zarówno podstawowy omega 6, kwas linolenowy, jak i te z grupy omega 3 miały bardzo silny wpływ ochronny, pozwalając zredukować ryzyko o kilkadziesiąt procent.
Rozwijający się mózg wymaga bardzo wielu witamin i minerałów, których bardzo często brakuje w diecie. Epidemia niedoborów jest na tyle duża, że matki które w ciąży i przed nią codziennie łykały preparat multiwitaminowy, miały dwukrotnie niższe rozwoju autyzmu u dziecka.
Oddzielnym tematem jest żelazo, którego z reguły brakuje w typowych tabletkach „multi”, a co więcej – uzupełnienie wymaga wielu miesięcy, najlepiej zanim w ogóle pomyśli się o zajściu w ciążę. Badania jasno pokazały, że dzieci matek stosujących wysokie dawki suplementów tego pierwiastka mają ponad dwukrotnie niższe ryzyko rozwoju choroby.
Niezwykle silny wpływ ma sprawność tarczycy. Matki u których ten narząd nie pracował tak, jak należy miały czterokrotnie wyższe ryzyko!
Chyba najsilniejszym z poznanych czynników ryzyka są pestycydy. Analiza stanu zdrowia dzieci w zależności od tego, w jakiej odległości od opryskiwanych pól mieszkały matki wykazała, że autyzm może występować u nich nawet piętnaście razy częściej! Jedyne co można zrobić, by uniknąć trucizny unoszącej się w powietrzu to przeprowadzka (albo chociaż wyjazd w czasie oprysków), ale za to można przeciwdziałać tym znajdującym się w pożywieniu. I tu niespodzianka – to nie rośliny są ich głównym źródłem w naszej diecie, ale mięso!
Mam nadzieję, że udało mi się wykazać, co jest prawdziwą przyczyną epidemii autyzmu w XXI wieku.
Na koniec dwa proste sposoby pozwalające poprawić stan zdrowia takich dzieci. Oczywiście nie sprawią one, że z dnia na dzień staną się one całkowicie normalne, ale w badaniach wywarły niezwykle silny wpływ. Antyszczepionkowa i antyrtęciowa histeria sprawiła, że tysiące matek pod wpływem dezinformacji zaczęło szukać ratunku nie tam, gdzie powinny, zamiast próbować uzupełnić to, czego dziecku zabrakło w ciąży, bezsensownie (i bez efektów) „chelatują” rtęć.
Przede wszystkim powinno się uzupełnić omega 3. I tu drobna uwaga – pomiędzy dziećmi autystycznymi a zdrowymi jest bardzo silna różnica w metabolizmie tych substancji, co może tłumaczyć niepowodzenia niektórych prób klinicznych. Z drugiej jednak strony, inna grupa naukowców uzyskała bardzo dobre wyniki.
I tu dochodzimy do drugiej substancji – karnozyny. W badaniu z podwójną ślepą próbą dzieciaki już po niecałych 2 miesiącach miały wyraźną poprawę stanu zdrowia. Jako że karnozyna jest antyoksydantem przekraczającym barierę krew-mózg, można podejrzewać, że jednoczesne zastosowanie jej oraz omega 3 spotęguje działanie tych substancji. I tu drobna uwaga – nie suplementuje się samej l-karnozyny, gdyż byłoby to bardzo kosztowne. Wystarczy „surowiec” do jej produkcji, beta-alanina, do kupienia w każdym sklepie dla sportowców. Przynosi to dokładnie taki sam efekt.
Dorosły, ważący około 70 kg mężczyzna powinien otrzymywać około 2000 mg EPA oraz 2 gramy beta alaniny dziennie, aby jego organizm ulegał stopniowemu wysyceniu. Dla dzieci powinno się zastosować proporcjonalnie mniejsze dawki, nie muszę chyba przypominać, że powinno się zacząć od bardzo niewielkich, gdyż dzieciaki mogą bardzo różnie reagować.
Jedną i drugą substancję powinno się rozbić na drobne porcje w ciągu dnia, szczególnie dotyczy to beta alaniny, której zażycie w większej jednorazowej dawce powoduje całkowicie niegroźne, ale nieprzyjemne pieczenie skóry.