Mit diet „low-carb”

Co chwilę na rynku pokazują się nowe „cud-diety”, jak to podsumowała koleżanka – dieta „cud, jeśli przeżyjesz”. Swego czasu testowała na sobie jedną z nich, zakończyło się powikłaniami ze strony nerek na tyle silnymi, że z najwyższym trudem uchroniła się przed kalectwem – gdyby dosłownie o jeden dzień spóźniła się do szpitala, nerka byłaby nie do odratowania. Schudnąć chciała. No nie powiem, nawet straciła parę kilogramów.

Złotą zasadą jest – „nie dowodzi się nie istnienia czegoś”. To osoba postulująca daną tezę winna jest przedstawić dowody na jej prawdziwość. Dlatego idiotyzmem jest żądanie dowodu na nie istnienie Boga, podobnie jak idiotyzmem byłoby żądanie dowodu na nie istnienie Latającego Potwora Spaghetti, Manitou, Szalonej Małpy, Saurona i co tam jeszcze można sobie wymyślić. Osoby postulujące skuteczność danego sposobu odżywiania winny przedstawić dowód – twardy, niezbity, opierający się na badaniu z udziałem grupy kontrolnej i mierzący faktyczny stan zdrowia – na przykład ryzyko śmierci, a nie zmianę stężenia jakiejś substancji we krwi.

Pamiętam wizje Kwaśniewskiego, z hordą fanatyków siejących krucjatę na każdym możliwym forum i grupie dyskusyjnej. Kwaśniewski stworzył super-hiper-ekstra dietę, zwaną „optymalna” która – uwaga, to będą dosłowne cytaty – reguluje nadajniki radiowe w komórkach, przez co ludzkość w końcu wyrwie się z niewoli w której trzymają nas drzewa owocowe, osoby odżywiające się w ten sposób staną się rasą nad-ludzi, wiodących resztę ku lepszej przyszłości. Ich dzieci co prawda rozwijają się o wiele wolniej od rówieśników, ale po niskim wzroście będzie można odróżnić rasę panów, karłowate dzieciaki poprowadzą nas ku nowej erze i długowieczności. Dowodem na to są fragmenty Biblii, z których jasno wynika, że to kosmici w reaktorze atomowym wytworzyli mannę z nieba, będącą węglowodanami ogłupiającymi ludzkość.

Wszystkie te rzeczy (może z małymi zmianami, dawno tego nie odświeżałem i mogłem coś pomylić) można odszukać w oryginalnych wypowiedziach założyciela ruchu „optymalnych”. Tak, to naprawdę aż tak źle wyglądało. I naprawdę dziesiątki tysięcy osób w naszym kraju w to uwierzyły. Dieta składała się – z tego co pamiętam – głównie ze smalcu i była dokładnym przeciwieństwem tego, co lekarze nazywają „zdrowym odżywianiem”. Jak można się domyślać, stan organizmów zwolenników tej… ekhm… diety również był dokładnym przeciwieństwem tego, co lekarze nazywają „zdrowiem”. Znajomy swego czasu przejrzał ich fora i wyszukał wszelkiego rodzaju problemy zdrowotne, które się pojawiły zaraz po przejściu na „opty” – czego tam nie było, od łysienia, poprzez impotencję, żółtaczkę, a skończywszy na zmianach nowotworowych. Za każdym razem odpowiedź była ta sama – „nie ułożyłeś odpowiednich, idealnych proporcji”. Wiadomo, dieta zawierająca 67% tłuszczu uzdrawia z wszelkich chorób, ale taka zawierająca 66% – zabija. Zaraz potem następowało zaproszenie na cudowną, kosztującą jedynie kilka tysięcy zł terapię w specjalnych ośrodkach założonych przez szefostwo.

Potem pojawiła się dieta Atkinsa. Wyszedł on z genialnego założenia – skoro jedzenie mięsa i tłuszczu szkodzi, trzeba go jeść jeszcze więcej, to w końcu szkodzić przestanie! Jakież to proste i logiczne. Wszyscy lekarze i naukowcy kłamią. Trzeba po prostu robić dokładnie odwrotnie, niż jest to zalecane, a wszystkie choroby miną. W jednym z poprzednich wpisów zamieściłem opis badania stanu naczyń wieńcowych osób, które w to uwierzyły. Jak łatwo przewidzieć, miażdżyca zaczęła u nich postępować w tempie katastroficznym. Jak to możliwe? Rzecz niespotykana, dziesięć tysięcy lekarzy i naukowców miało rację, a autor książki – nie!

Thomas_Aquinas_by_Fra_Bartolommeo
Ja to wszystko widzę…

Czemu ludzie wierzą w takie brednie? Co sprawia, że wolimy zaufać szarlatanowi, autorowi książki czy bloga, niż naukowcom i lekarzom? Dlaczego taką popularność zdobywają diety, za którymi nie stoi ani jedno solidne badanie naukowe, co więcej – rygorystyczne próby kliniczne wykazały wyjątkową skuteczność dokładnie odwrotnych modeli odżywiania? Kwaśniewski utrzymywał, że miał udokumentowane setki przypadków wyleczeń, ale – jeśli dobrze pamiętam – szczury mu zjadły archiwum.

Przypuszczam, że odpowiedzią jest nasz instynkt jedzenia rzeczy tłustych i słonych. Przez setki tysięcy lat te osobniki, które nie potrafiły się powstrzymać przed obżarstwem – przeżywały, bo nie istniało coś takiego jak „śmierć z przejedzenia”, za to co chwilę ktoś umierał z głodu. Im więcej jadłeś, tym większą miałeś szansę na przeżycie. Zostaliśmy wyselekcjonowani do obżarstwa.

Ludzie nigdy nie byli zbyt racjonalni. Jeśli coś chcemy sobie uzasadnić, zrobimy to, szczególnie jeśli dotyczy to rzeczy, od których jesteśmy uzależnieni, jak hazardu czy nałogów. Hmm, szansa na wygranie w lotto jest jak jeden do 5 milionów? Hej, może dziś jest mój szczęśliwy dzień! Ryzyko przedwczesnego zgonu z powodu palenia papierosów wynosi 50%? Eeee, to na pewno nie trafi na mnie…

I tak też jest z dietą. Będziemy szukać każdej, najmniejszej nawet i najbardziej absurdalnej teorii, która wpasuje się w nasz założony z góry cel – „udowodnić, że tłuste i słone rzeczy są OK!” – i tak długo będziemy gwałcić logikę i zdrowy rozsądek, aż w końcu wmówimy sobie że mamy rację.

Banksy's caveman
„Banksy’s caveman” by Lord Jim is licensed under CC BY-ND 2.0.

Dwa najnowsze trendy to „paleo” i „keto”. Pierwszy z nich jest już szczytem absurdu. Ktoś stwierdził, że trzeba żyć jak ludzie z epoki paleolitycznej – i wtedy będziemy tak zdrowi, jak oni! (średnia życia wynosiła wtedy coś ze 25 lat). I wcale nie będzie to spanie pod gołym niebem, synchronizacja z rytmem dobowym, nie spędzanie więcej jak pół godziny dziennie siedząc (patrz poprzedni wpis) ani też pozwalanie, by słabe dzieci umierały. Z dziesiątek czynników, które sprawiały że ludzie epoki paleolitu mogli mieć lepsze zdrowie niż my, zwolennicy ich stylu życia wybrali ten jeden, który akurat im pasował. Co więcej totalnie zignorowali fakt, że prawdziwa dieta epoki paleolitu niejednokrotnie była niemal wegetariańska i skrajnie różniąca się między poszczególnymi plemionami, zaś codzienne zajadanie się pieczonym mięsem upolowanych zwierząt jest zwykłą współczesną fantazją.

No cóż, jedno trzeba przyznać – przynajmniej eliminują oni ze swojej diety produkty o wysokim stopniu przetworzenia, które są dość mocno szkodliwe. Jedzą też dużą ilość nie przetworzonych warzyw, co jest najlepszą rzeczą jaką można zrobić.

A family photo of an Inupiat Eskimo mother, father, and son, photographed in Noatak, Alaska, by Edward Sheriff Curtis circa 1929. The scan was made from a black and white film copy negative.
Okazy zdrowia? (źródło: wikipedia)

Pamiętam swoją wizytę na jednym z for internetowych, skupiających zwolenników tego typu jedzenia. Byli święcie przekonani, że robią najlepszą rzecz dla swojego zdrowia. To było dziwne przeżycie – zetknięcie z ludźmi, którzy z całą powagą jako argument za podjętą przez siebie decyzją podają jakiś cytat z bodajże mitów greckich, gdzie opisano lud którego przedstawiciele żyli kilkaset lat, bo jedli głównie mięso. Dieta ta ma chronić przed rakiem – z kamienną twarzą rzucali przykład Eskimosów, którzy – jak wykazują badania (klik i klik) mają znacznie wyższe ryzyko zachorowania i zgonu na choroby nowotworowe, pomimo tego że zazwyczaj umierają na serce albo na choroby zakaźne zanim dożyją wieku, gdy zazwyczaj zabija rak. Ale i na to jest odpowiedź – „bo to są ci nieprawdziwi Eskimosi, oni teraz oprócz swojej tradycyjnej diety zjedzą czasem kawałek chleba, to dlatego umierają na te choroby znacznie częściej od nas!” A skąd wiadomo, że kiedyś nie umierali? Otóż… z książek przygodowych! Tak, dosłownie – opierają się na powieściach Westona Price’a.

Pozostało oczywiście okryte niesławą „keto”. Tutaj zwolennicy zarzucają rozmówcę setką badań, z których wynika, że po zmianie sposobu odżywiania nastąpiła jakaś poprawa stanu zdrowia. Chęć samooszukiwania i usprawiedliwienia własnego obżarstwa, o których pisałem wcześniej sprawiają, że nie są w stanie dostrzec jednej, rażącej wręcz po oczach rzeczy. Te badania dotyczą osób poważnie chorych na zaburzenia gospodarki cukrem i lipidami. To co obniży poziom trójglicerydów u osoby umierającej na cukrzycę typu I może podwyższyć go u ludzi zdrowych. To trochę tak, jakby zebrać próby kliniczne w której antybiotyki ratowały życie chorych na gruźlicę, zapalenie płuc czy boreliozę i wysnuć z tego wniosek, że te leki są zdrowe i powinno się je zjadać na śniadanie! Diety typu keto faktycznie mogą pomóc choremu na ciężką cukrzycę, ale przekładanie wyników takiej próby klinicznej na zdrową populację? Litości…

Co o tym wszystkim mówi nauka?

W jednej z prób klinicznych porównano dietę niskowęglowodanową (to ta sama, która w badaniach zatkała ludziom tętnice) ze zbliżoną dietą ketogenną – różniły się nieznacznie ilością węglowodanów. Zwolennicy tego modelu odżywiania argumentują, że „ich” dieta jest o wiele lepsza od tej proponowanej przez Atkinsa (podobnie jak Atkins utrzymywał, że jego jest lepsza od wszystkich niemal identycznych poprzednich), gdyż wywołuje stan ketozy. Omawiane badanie położyło kres tym spekulacjom – prawda jest dokładnie odwrotna od wierzeń wyznawców. Obie te diety sprawiły, że ludzie chudli (bo trzeba uczciwie przyznać, że to działa), ale ketogenna niszczyła zdrowie mocniej, niż zwykła niskowęglowodanowa.

Nawet u ciężko chorych na cukrzycę kolejne badanie wykazało brak szczególnych korzyści diet kegogennych. Owszem, ich stan zdrowia się poprawił, ale nieznacznie mniejszą poprawę odczuli ludzie na zwykłej diecie pozbawionej kilku produktów z najwyższym indeksem insulinowym. Prawdopodobnie różnica wzięła się stąd, że pacjenci na keto najzwyczajniej w świecie mniej jedli, przez co stracili więcej kilogramów.

Ciężko o badania dotyczące ludzi zdrowych, gdyż nikomu do głowy nie przyszło, że całe populacje rzucą się na diety przepisywane jedynie ciężko chorym. Ale mamy badania dotyczące dzieci chorych na epilepsję – z reguły nie mają one żadnej choroby typu cukrzyca, więc można przyjrzeć się, jaki efekt ma dieta typu keto na zdrowego człowieka, który uwierzy, że jest ona cudownym rozwiązaniem jego problemów.

jednym z badań śledzono losy 129 takich dzieciaków. Były one na diecie keto przez 6 lat. W tym czasie 22 z nich musiało zrezygnować, gdyż pojawiły się ciężkie, zagrażające zdrowiu i życiu komplikacje, zaś 4 zmarły.

W innym badaniu dzieciaki i młodzi dorośli mieli dzięki takiej diecie uszkodzenia tętnic porównywalne do tych, jakie pojawiają się po wielu latach niezdrowego odżywiania. Ogólny przegląd diet low-carb, zarówno keto jak i „zwykłych” wykazał z kolei 30% wyższe ryzyko zgonu w stosunku do „normalnego” odżywiania.

Comments

comments