Uzupełnianie żelaza

uwaga, pojawił się nowy wpis, gdzie są nowe informacje:

Ciekawe badanie dotyczące suplementacji żelaza

Na początek – przepraszam, że tak rzadko piszę. Niestety, trzeba pracować, trzeba się uczyć (każdego dnia staram się zwiększać swoją wiedzę w tematach okołomedycznych), trzeba wreszcie mieć czas na przyjemności. Wpis na blogu to często gęsto parę godzin, z których pieniędzy nie będzie – musiałbym zacząć wciskać ludziom jakąś przyjemną dla nich ciemnotę, w rodzaju „ta jedna witamina zapewni wam długie życie”, „autyzm u dzieci bierze się ze szczepień, a nie ze złej diety w czasie ciąży” albo „lekarze kłamią, smaczne jedzenie jest tak naprawdę zdrowe”, wtedy miałbym tłumy wielbicieli i kasy. Jak to się mówi, jak ktoś ma miękkie serce, lepiej żeby miał twardą… a nieważne.

Niedobór żelaza to jedna z najczęstszych przypadłości, niestety – bardzo często przy jej diagnozowaniu i leczeniu popełnia się karygodne błędy. Ciężko powiedzieć, czy winę ponoszą tu lekarze, czy system który mocno utrudnia im objęcie pacjenta odpowiednią opieką, fakt pozostaje faktem, że o żelazo warto zadbać samodzielnie.

Na początek – odrobina teorii. Ludzkie ciało powinno zawierać do 5 gramów żelaza, z czego około połowy jest wbudowana w komórki krwi i przenosi tlen. Odrobina jest wykorzystywana w innych miejscach, zaś około 2 gramy to rezerwa. Oznacza to, że gdybyśmy stracili całą krew, nasze ciało nie ma odpowiedniej ilości tego pierwiastka, by ją odbudować. Mężczyźni praktycznie w ogóle nie tracą zapasów, kobiety – głównie podczas miesiączki, zaś w ciąży przekazują swoje rezerwy dziecku.

8015837744_4dab71a81e_b
Naprawdę nie wiedziałem, jaki obrazek wstawić, niech więc będzie Ironman…

W pożywieniu mamy dwie główne formy żelaza – tzw hemowe i niehemowe. Mówi się, że hemowe przyswaja się lepiej, ale jest w tym pewien haczyk – jeśli jest go w organizmie za dużo (u mężczyzn to dość częsta sytuacja), następuje zmniejszenie przyswajania, jednak nasze ciało nie bardzo potrafi zatrzymać przyswajanie hemowego.

Trzeba też odróżnić terminy „niedokrwistość” (czyli anemia) i „niedobór żelaza”. Niedokrwistość to – bardzo ogólnie pisząc – niski poziom czerwonych krwinek, czyli krew nie jest w stanie przenosić tlenu. Brak żelaza z kolei to po prostu brak tego pierwiastka. Taki niedobór za każdym razem doprowadzi w końcu do anemii, ale nie każda anemia jest jego wynikiem – można mieć anemię i dosłownie umierać z powodu zatrucia jego nadmiarem.

Anemia z niedoboru żelaza ma trzy fazy. W pierwszej – wyniki krwi są idealne, czujemy się dobrze, ale ferrytyna jest niska. Wszystko świetnie w organizmie działa, ale zapasy są na wykończeniu. Druga faza to w dalszym ciągu świetne wyniki krwi, ferrytyna jednak jest niska, a my nie czujemy się najlepiej – znikło żelazo ze szpiku, zmniejszył się poziom w mięśniach, nie ma zapasów i nie wystarcza go na przebieg wszystkich procesów, ale jeszcze wystarczy na produkcję krwinek. Dopiero w trzeciej, ostatniej fazie widać zmianę w wynikach krwi.

Niezwykle rzadką sytuacją jest, że żelaza brakuje w diecie. Dlatego wszelkie rady „jedz więcej tego i tego, bo to zawiera ten pierwiastek” są po prostu głupie. Co gorsza, często słyszy się je od lekarzy… Jeśli doszło do niedoboru, należy znaleźć jego przyczynę, którą prawie zawsze jest albo zbyt obfite krwawienie, albo spożywanie produktów blokujących przyswajanie.

Jeśli podejrzewamy niedobór, albo nawet mamy zaleconą przez lekarza suplementację na podstawie podstawowych badań, warto samemu się temu przyjrzeć i wydać kilka zł na dodatkowe testy.

Wspomniałem na początku, że wielu lekarzy nie prowadzi leczenia tej przypadłości prawidłowo. Gdzie robią błąd? Oszczędzają na badaniu. Zlecają tani (około 5 zł) pomiar żelaza we krwi, zamiast droższego (około 30 zł) pomiaru ferrytyny. Można umierać z nadmiaru tego pierwiastka i mieć poziom we krwi mocno poniżej normy, można mieć skrajny niedobór i wyniki ponad normę. To właśnie ferrytyna jest tym „zapasem” o którym pisałem wcześniej. Przy okazji ciekawostka – kobiety powinny mieć poziom ferrytyny powyżej 50 ug/ml, a przed zajściem w ciążę jeszcze wyższy. Dopiero taki wynik zapewnia dobre samopoczucie i pełnię zdrowia.

Czyli – na początek badamy ferrytynę, jeśli wcześniej tego nie zlecił lekarz, najlepiej razem z CRP (stan zapalny potrafi zafałszować wynik, przy czym zafałszowany może być nawet przez miesiąc po przejściu choroby z gorączką). Jeśli wynik jest bardzo niski, na pewno mamy niedobór, nawet jeśli samo żelazo jest w wynikach mocno ponad normę. Jeśli jest wysoki – na pewno niedoboru nie ma, chociażby i stu lekarzy wmawiało wam, że go macie, „bo przecież hemoglobina niska”.

Potem przyglądamy się morfologii. Jest tam pełno tajemniczych znaczków i cyferek, ale tak naprawdę można skupić się tylko na dwóch wartościach. Pierwsza z nich to „Hct” lub „hematokryt”, druga – „MCV”. Hct to – w bardzo dużym uproszczeniu – wskaźnik tego, ile tej krwi mamy. Jeśli jest niski, mamy do czynienia z anemią. I tu warto cofnąć się do tego, co pisałem wcześniej – zapasy żelaza (czyli ferrytyna) nie wystarczą do tego, by odnowić całość naszej krwi. Jeśli Hct jest w połowie normy, to nawet jeśli mamy zapasy w organizmie (czyli wysoką ferrytynę), nie wystarczy ich do tego, by krew od nowa wyprodukować. Anemia wynika wtedy z czegoś innego co trzeba zdiagnozować i wyleczyć, ale żelazo tak czy tak trzeba będzie potem uzupełnić. Podkreślam  – potem.bo nie ono jest w tym wypadku przyczyną.

Drugi wskaźnik, MCV to wielkość krwinek. Znowu w bardzo dużym uproszczeniu – jeśli brakuje nam żelaza, wynik będzie poniżej normy (krwinki robią się malutkie). Rozpiszę może w punktach możliwości, przy czym „niski ” oznacza tu wynik mocno poniżej normy:

Niska ferrytyna, niski Hct, niskie MCV – anemia z niedoboru żelaza

Wysoka ferrytyna, niski Hct, niskie MCV – anemia wynikająca z innych przyczyn, np przewlekłej infekcji

Niska ferrytyna, niski Hct, MCV powyżej normy – niedobór żelaza połączony z inną przyczyną, np niedobór B12 – wtedy należy suplementować obydwie rzeczy jednocześnie

Wysoka ferrytyna, niski Hct, MCV powyżej normy – anemia wynikająca na przykład (ale nie tylko) z niedoboru witaminy B12

Oczywiście kombinacji może być dużo więcej, w grę wchodzą też inne wskaźniki, ale to już jest zadanie dla lekarza, który oceni je wszystkie jednocześnie widząc na oczy pacjenta i znając historię jego chorób.

Żelazo powinno się uzupełniać wyłącznie wtedy, gdy poziom ferrytyny jest niski, w każdym innym należy zdiagnozować i wyleczyć przyczynę, dla której organizm nie potrafi z niego wytworzyć krwi – czasem jest to niedobór czegoś innego, czasami jakaś choroba, na przykład szpiku czy wątroby.

To naprawdę bardzo ważne, gdyż wśród przyczyn anemii są też nowotwory i przewlekłe infekcje – w tym pierwszym wypadku choroba „zjada” żelazo, suplementacja ją dosłownie nakarmi i przyspieszy jej rozwój, w drugim – organizm „chowa” je przed bakteriami, głodząc je, tabletki mogą bardzo mocno pogorszyć stan zdrowia a w niektórych przypadkach wręcz doprowadzić do sepsy.

Drugi błąd (jeśli można to tak nazwać – w większości przypadków leczenie oparte na tych podstawowych badaniach będzie skuteczne a diagnoza będzie prawidłowa, po prostu wydanie dodatkowych paru zł sprawi, że będzie o wiele bezpieczniej dla pacjenta) to brak próby ustalenia przyczyny niedoboru. Zazwyczaj jest to błąd dietetyczny lub (u kobiet) krwawienie miesięczne, ale nie zawsze. Warto wykonać ze dwa razy badanie na krew utajoną w kale – czasami przyczyną są krwawienia wewnętrzne, wynikające z jakiejś choroby wrzodowej czy nawet nowotworowej. Wczesne wykrycie pozwala najczęściej na pełne wyleczenie.

Jest też sporo chorób, w których wyniki lecą na łeb na szyję – schorzenia nerek (miałem na forum kobietę, której nerki prawie już przestały pracować, a lekarze dalej uparcie próbowali leczyć ją z anemii i z „arytmii”, bo żaden z kilkunastu ekspertów przez parę lat nie wpadł na to, żeby zrobić badanie ogólne moczu za 5 zł, dopiero w internecie od kogoś, kto nie widzi jej na oczy i nawet nie jest lekarzem dostała radę, która być może uratowała jej życie), wątroby, zaburzenia hormonalne, niedoczynność i nadczynność tarczycy, a nawet zwykła anoreksja. Tylko lekarz może tu właściwie ocenić problem i postawić dobrą diagnozę – narzekam czasem na lekarzy w tym kraju, ale głównie dlatego, że mamy system w praktyce uniemożliwiający odsunięcie od zawodu „rzeźników”, którzy robią wstyd wszystkim porządnym. Młodzi zdolni lekarze też narzekają na obecną sytuację – liczą się układy i znajomości, a nie umiejętności. Co gorsza NFZ ustala tak śmieszne limity, że nawet jeśli ktoś chce, nie może pacjentom pomóc.

Jak pisałem, niezwykle ciężko jest nie dostarczyć odpowiedniej ilości tego pierwiastka w pożywieniu – ale akapit wyżej wspomniałem o błędzie dietetycznym. Jest to spożywanie produktów blokujących przyswajanie razem z pokarmami, które są w żelazo bogate. Należą do nich kawa, herbata i produkty bogate w wapń, zaś w mniejszym stopniu – wszelkiego rodzaju inhibit0ry, takie jak te występujące np w soi czy w płatkach owsianych. Ich rola jest jednak na tyle znikoma, że można je pominąć – największy problem to kawa i herbata. Nie powinno się ich pić przynajmniej 2 godziny przed i po posiłku, który ma dostarczyć ten pierwiastek, a także – co oczywiste – przed i po tabletkach które go zawierają. Powinno się też unikać wtedy nabiału.

Jeśli mamy niedobór, TYLKO tabletki będą w stanie pomóc. Tu trzeba sięgnąć po matematykę. Jak wspomniałem, w organizmie znajduje się około 5 gramów żelaza. Jeśli ktoś ma anemię widoczną w morfologii, prawdopodobnie brakuje mu przynajmniej 3 gramów, 3000 mg (2 gramy zapasów, 1 gram który powinien być we krwi).

Czasami na forum przychodzą do mnie ludzie, którzy piszą „żelazem nie muszę się martwić, piję herbatę z pokrzywy”. Taka herbata zawiera niecałe 2 mg żelaza w kubku, z czego przyswoi się połowa, 1 mg. Jak widać uzupełnianie niedoboru tym cudownym sposobem zajęłoby – tak, to nie pomyłka – 3000 dni. Ponad 8 lat. Nie wiem, kto i po co poleca ludziom takie „terapie”. Podobnie wszelkiego rodzaju rady typu „jedz dużo wątróbki” – aby dostarczyć odpowiedniej ilości żelaza, czyli 50 mg, trzeba jej zjeść ponad pół kilograma – codziennie, przez kilka miesięcy. Oznacza to codzienne przyjmowanie 1200% zapotrzebowania witaminy A, co dość szybko doprowadzi do problemów zdrowotnych, nie mówiąc już o takich rzeczach jak cena takiego obłędu i fakt, że w wątrobie znajdują się wszystkie toksyny które zwierzę zbierało przez całe swoje życie. To samo dotyczy produktów typu natka pietruszki czy co tam ostatnio internet wymyślił jako nowe cudowne lekarstwo.

Ważne jest, by przyjmować jednocześnie wszystkie witaminy i mikroelementy, które będą niezbędne do wykorzystania żelaza przez organizm. Dobrze sprawdzi się tutaj jakaś multiwitamina dla sportowców – ważne, by zawierała jednocześnie miedź oraz cynk.

Żadne „zioła krwiotwórcze” czy żywność reklamowana pod tym hasłem nie mają tu racji bytu – problemem jest fizyczny brak pewnej substancji w organizmie i trzeba ją dostarczyć. Owszem, takie na przykład buraki są wskazane, ale głównie dlatego, że zawierają metylowaną wersję kwasu foliowego oraz nitraty, co zwiększy wykorzystanie żelaza. Same z siebie nic nie uzupełnią.

W przypadku źle leczonych zaburzeń tarczycy (częste w Polsce, niestety) może się zdarzyć, że terapia nie przyniesie efektu – organizm nie jest w stanie wykorzystać suplementu. Rozwiązaniem jest wtedy zastosowanie właściwej dawki hormonu.

Na koniec zagadka, na którą nie znam odpowiedzi – jakie dawki stosować? Lekarze często ładują „do oporu”, tymczasem coraz częściej podnoszą się głosy, że to poważny błąd. Na przykład w tym badaniu 15 mg dziennie było dokładnie tak samo skuteczne, jak 50 mg. Jedyna zauważalna różnica to znacznie większa ilość skutków ubocznych w tej drugiej grupie. Wygląda na to, że przynajmniej u pacjentów w podeszłym wieku organizm jest w stanie przyswoić tylko określoną ilość, a reszta jedynie szkodzi. Osobiście nie przekraczałbym 50 mg jonów (warto dokładnie przeczytać, ile faktycznie żelaza zawierają nasze tabletki – na przykład 200 mg glukonianu żelaza zawiera 23 mg samego pierwiastka), dzieląc je w miarę możliwości na 2-3 porcje w ciągu dnia, najlepiej popijane sokiem pomarańczowym.