Wersja anglojęzyczna tego wpisu:
https://healthytreatment.org/2022/08/19/copper-supplementation/
Trudny temat. Ciężko rozstrzygnąć, czy ten pierwiastek powinno się suplementować, czy raczej unikać. Oficjalna medycyna umywa ręce, nieoficjalna dzieli się na dwie grupy: jedna część chce w ogóle zdelegalizować miedź i wyrzucić ją z powszechnie stosowanych suplementów, druga namawia, by każdy brał jej jak najwięcej. Można spotkać zarówno osoby, które uważają ją za główną przyczynę połowy chorób, jak i takie, które twierdzą, że to jej niedobór jest za to wszystko odpowiedzialny. Spróbuję w miarę racjonalnie i w zrównoważony sposób przedstawić wszystkie za i przeciw, ale chyba czytelnikowi pozostawię rozstrzygnięcie, kto ma rację.
Główną „zaletą” miedzi jest jej udział w procesie tworzenia dysmutazy ponadnadtlenkowej – pod tą skomplikowaną nazwą kryje się najsilniejszy antyoksydant, jakim dysponuje nasze ciało, wielokrotnie skuteczniejszy od witaminy C. Trwa spór o to, czy witamina C potrafi obniżać poziom miedzi. Wiadomo, że wysokie dawki wywołują silny niedobór u zwierząt laboratoryjnych, jest niemal pewne, że identyczne zjawisko występuje u ludzi. Wszystkie mechanizmy są takie same, nikt jednak nie prowadził badań nad megadawkami, z uwagi na dobro pacjentów. Umiarkowana suplementacja, w ilości 1500 mg na dobę po 2 miesiącach wywołała zmiany we krwi identyczne z tymi, jakie pojawiają się na początku niedoboru miedzi:
https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/6837490

Suplementacja miedzią, w ilości 2 mg na dobę wywołała wyraźny wzrost aktywności dysmutazy, co oznacza, że najprawdopodobniej poziom w diecie nie był wystarczający, by zapewnić pełną ochronę organizmu:
http://www.fasebj.org/cgi/content/meeting_abstract/21/5/A723-c
Jest wiele sensacyjnych stronek, na których podaje się miedź jako cudowny lek przeciw tętniakom, wylewom i żylakom. Badania nie potwierdziły tych rewelacji, osoby które zmarły na tętniaka miały taki sam poziom miedzi, jak te które zmarły z innych powodów. Faktem jest natomiast, że w badaniach na zwierzętach miedź chroniła przed rozwojem miażdżycy:
https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/10487484
Wiemy też, że osoby, które zmarły na zawał serca mają statystycznie niższy poziom miedzi, niż te które zmarły z innych przyczyn:
https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/10721936
Niektórzy naukowcy wyszli z odważną tezą, sugerując, że niedobór tego pierwiastka może być główną przyczyną chorób serca. Jeśli mają rację, to tez jeden niedobór jest najczęstszą przyczyną śmierci w ogóle, zabijając tylu ludzi, co wszystkie nowotwory razem wzięte.
https://openheart.bmj.com/content/openhrt/5/2/e000784.full.pdf
Wiadomo, że niedobór miedzi może wywołać osteoporozę, ale nie jest do końca pewne, jaki odsetek przypadków jest nim wywołany, a także czy suplementacja może zapobiec chorobie. W niewielkiej próbie klinicznej 3 mg miedzi dziennie spowodowały niemal całkowite zatrzymanie postępu choroby w stosunku do grupy placebo:
Nie ma zbyt wielu wiarygodnych badań, które pozwoliłyby na ocenę związku miedzi z ryzykiem raka. Wiadomo, że poziom tego pierwiastka bardzo mocno rośnie we krwi u chorych, przez co są dziesiątki badań które pozornie wskazują na miedź jako na przyczynę choroby – w rzeczywistości jest odwrotnie, to choroba sprawia, że rośnie jej stężenie we krwi.
Dotychczas przeprowadzone badania wskazują na to, że co prawda miedź nie zwiększa w żaden sposób ryzyka powstania nowotworu (myszy, które dostawały jej kilka razy więcej, chorowały tak samo często jak na zwykłej diecie), ale przyspiesza rozwój już istniejących guzów.
I to warto podkreślić: jeśli mamy tego pierwiastka zbyt dużo we krwi, to przyczyną najprawdopodobniej nie jest nadmiar w diecie, ale jakiś czynnik wywołujący zwiększenie stężenia ceruloplazminy – stan zapalny, stres czy rozchwianie poziomu hormonów.
W chorobach Parkinsona i Alzheimera miedź zdaje się grać dość ważną rolę, nie wiadomo jednak do końca, jaką. Obecnie dość mocno broni się zarówno teoria, że jej nadmiar może przyspieszać rozwój schorzeń, jak i ta, że taki efekt może mieć niedobór.
Oddzielnym problemem są nerwice. W schorzeniach tych poziom miedzi jest bardzo mocno podniesiony. Podejrzewa się, że może ona być jednym z mechanizmów – nawet jeśli za wzrost stężenia odpowiada coś innego (na przykład zwykły stres wywołaną tą właśnie nerwicą dokonaj tej sztuki), to jednak jej nadmiar we krwi może w jakiś sposób wpływać na mózg.
Często jest tak, że „medycyna alternatywna” zwalcza jakiś objaw, bo zajmujący się nią „znachor” jest zbyt głupi, żeby zrozumieć różnicę między przyczyną a skutkiem. W efekcie przypomina to szamańskie techniki pudrowania krost u chorego na ospę. Można wyleczyć ospę, a wtedy przy okazji te krosty znikną, ale to nie zadziała w drugą stronę.
Taki właśnie mechanizm można zaobserwować u wielu „alternatywnych” zajmujących się tematyką miedzi. Zauważyli oni, że osoby chore mają wyższy poziom, więc uznali, że to ona jest przyczyną. W rzeczywistości jest to zwykła reakcja organizmu na chorobę.
W przypadku nerwic może w tym być jednak ziarno prawdy, a może nawet więcej niż ziarno. Ciężko jednak rozstrzygać, czy faktycznie istnieje tu związek przyczynowo skutkowy. Wiadomo, że osoby cierpiące na nerwicę mają bardzo duże niedobory cynku, wiadomo też, że taki niedobór powoduje zwiększony poziom miedzi. Coś, co niektórzy uważają za „toksyczność” może być najzwyklejszym objawem niedoboru cynku. Osobiście dość długo zmagałem się z nerwicą lękową, ona zresztą sprawiła, że zainteresowałem się medycyną. Do tej pory zdarza mi się, że miewam stany podwyższonego lęku, jednak nawet bardzo duże dawki miedzi w żaden sposób na to nie wpływały.
Nieco inaczej sprawa przedstawia się w schizofrenii. W tym schorzeniu nie tylko jest dużo wyższy poziom interesującego nas pierwiastka, ale też bardzo wyraźnie koreluje on z atakami. Tu również jest możliwość, że to po prostu kombinowany efekt niedoboru cynku, który bardzo często mają, a także zmiany poziomu hormonów, co może wywołać zwiększenie poziomu miedzi we krwi, niemniej hipoteza związku przyczynowo – skutkowego jest tu nieco mocniej uzasadniona.
Jak pisałem, ciężko rozstrzygnąć, czy powinno się stosować suplementy, czy nie. Jest tylko kilka solidnych badań, na których można się oprzeć. Żadna próba kliniczna nie wykazała negatywnych efektów. Jest jednak niemal pewne, że niektóre osoby są o wiele bardziej narażone na niedobór, przez co w ich przypadku stosowanie suplementacji jest dość mocno wskazane. Są to osoby, które stosują wysokie dawki cynku, witaminy C albo żelaza. Te trzy substancje powodują dość silne wypłukanie miedzi z organizmu, co może nieść ze sobą poważne konsekwencje.
Suplementy można kupić w aptece, są jednak dość drogie. Dla lubiących zabawy w małego chemika – można wykonać je samodzielnie. Należy wziąć 5 gramów pięciowodnego siarczanu miedzi i rozpuścić w litrze wody. Jeden mililitr takiego roztworu będzie zawierał 1,3 mg miedzi. Uwaga – miedź w nadmiarze jest bardzo silną trucizną, jeśli ktoś nie potrafi gramów od dekagramów odróżnić, niech się za to nie bierze. Zarówno apteczne suplementy, jak i „samoróbki” trzeba trzymać w miejscu niedostępnym dla dzieci. Siarczan miedzi jest ohydny w smaku i rozpuszczenie nawet 2 mililitrów w szklance wody sprawi, że jej wypicie będzie sporym wyzwaniem – radzę nie robić tego na pusty żołądek i nie pić całej szklanki od razu. Podobnie suplementy apteczne – lepiej nie brać ich na czczo.
Dawkowanie dla chętnych – 1 mg z suplementów powinien razem z tym, co mamy w diecie bez problemu zapewnić pełnię zdrowia, 3 mg wydają się dobrym rozwiązaniem przez pierwsze miesiące, jeśli podejrzewamy niedobór. Nie powinno się przekraczać 5 mg.
Jeśli ktoś ma niewyjaśnione objawy, zwłaszcza wiążące się z wątrobą, powinien wcześniej upewnić się, że nie ma choroby Wilsona – rzadka genetyczna przypadłość, w której bardzo mocno rośnie poziom miedzi w organizmie. Zwykłe testy nie będą tu pomocne – poziom we krwi jest często nawet zaniżony, pomimo tego, że w wątrobie jest tysiące razy powyżej normy.