Dieta dra Ornisha

Namnożyło się ostatnio w internecie różnych „tajnych terapii”, oj namnożyło. Znakomita większość z nich ma wspólną cechę – w ogóle nie działa. Są to ściągnięte z anglojęzycznego internetu artykuły z blogów czy for, czasem nawet z PubMedu, ale bez zagłębienia się w zagadnienie. Są z reguły łatwe, przyjemne i oferują niesamowite wręcz efekty. „Zrób ten jeden trick aby całkowicie pozbyć się łuszczycy”, „Lekarze nienawidzą go, jednym suplementem wyleczył raka” – brzmi znajomo?

Pośród nich, niczym rodzynki w cieście, są oczywiście metody działające. Ciężko je wykryć, gdyż jest to niczym szukanie drzewa w lesie. Fani „alternatywy” zarzucili internet taką ilością spamu, że wyszukiwanie rzeczy wartościowych przypomina – dosłownie – grzebanie w śmietniku. To poważny problem dla kogoś, kto stara się wypromować coś, co działa – jak to zrobić? Czy trudna, ale przynosząca efekty dieta może konkurować z bezwartościową kapsułką? Ludzie lubią być okłamywani. Chcą usłyszeć, że to proste, łatwe i przyjemne. A przede wszystkim lubią jeść niezdrowe rzeczy.

Można też popatrzeć z drugiej strony. „Medycyna naturalna” kojarzy się z tyloma absurdami, że na wymienienie ich wszystkich nie starczyłoby w notce miejsca. Dieta uzasadniona naukowo i przetestowana w czołowych placówkach badawczych jest jakby nie patrzeć alternatywą, więc staje w jednym szeregu z odczynianiem uroków czy co tam jeszcze robią szarlatani. Tak naprawdę racjonaliści są często równie oporni na wiedzę, jak ci z którymi walczą. Twardogłowy „naturalny” nie przyjmie do wiadomości, że jego ukochana terapia z pestek moreli nie działa, podobnie betonowy „racjonalista” nie będzie w stanie zaakceptować niczego, co nie znajduje się na wikipedii.

Dość tego przynudzania, do rzeczy!

Nikt nie chciał wyłożyć funduszy na badania, więc dr Ornish musiał zrobić to ze swoich własnych oszczędności. Po latach pracy naukowej i analizie dostępnych danych doszedł do wniosku, że za epidemią chorób cywilizacyjnych stoi tłuszcz nasycony oraz produkty wysoko przetworzone. Wyciąganie prawdy z danych statystycznych jest dość trudne, jako że wiele rzeczy jest tam nieintuicyjnych, na przykład osoba jedząca mało tłuszczu może jednocześnie spożywać bardzo dużo słodyczy, będzie miała gorsze zdrowie od przeciętnej populacji, z tego mniej doświadczony naukowiec może wyciągnąć fałszywe wnioski, że tłuszcz jest zdrowy, zamiast prawdziwych: jest mniej szkodliwy od diety składającej się z cukierków. Są też kraje, w których tłuszcz łączy się z określonymi produktami, przez co dieta z dużą jego zawartością będzie czymś kompletnie innym, niż tam gdzie łączy się go z innymi. Niechaj to będzie przestrogą dla tych, którzy wierzą pojedynczemu badaniu „dowodzącemu”, że tłuszcz nie szkodzi.

Dr Orish, jak przystało na prawdziwego naukowca, zanim ogłosił światu swoje rewelacje, przetestował opracowaną przez siebie dietę w najbardziej rygorystyczny sposób – i tu uwaga, żaden inny sposób odżywiania jaki obecnie jest promowany na świecie nie został tak dokładnie przebadany. W zasadzie żadna inna dieta w ogóle nie została poddana takim próbom klinicznym, jedyne dostępne to takie, w których np sprawdzano wpływ na poziom cholesterolu, co jest kompletną pomyłką – można mieć wysoki cholesterol i niskie ryzyko zawału, można mieć niski i wysokie. Jedyne naprawdę liczące się badanie dzieli pacjentów na dwie identyczne grupy, z których jedna przestrzega zaleceń, druga odżywia się „normalnie”, po czym porównuje się na przykład ilość zawałów bądź stopień zarośnięcia tętnic.

Takie właśnie badania przeprowadził dr Ornish. Pierwsze dotyczyło miażdżycy. Pełna wersja dostępna jest tutaj – złamano wtedy jeden z dogmatów medycyny, udowodniono, że zmiany miażdżycowe można cofnąć. Najbardziej interesujący nas wynik, prześwit tętnic wieńcowych. U ludzi normalnie się odżywiających w ciągu 5 lat zmniejszył się on średnio z 39% do 36%, zaś u tych na specjalnie ułożonej diecie – powiększył się z 42,5% do ponad 54%! Ludzie stosujący ten sposób odżywiania mieli ponad 2 razy mniejsze ryzyko trafienia na pogotowie z powodów kardiologicznych. Należy też dodać, że nie każdy pacjent równie rygorystycznie przestrzegał narzuconej diety, co wpłynęło na wynik – ci, którzy przestrzegali wszystkich „przykazań” mieli znacznie lepsze wyniki od pozostałych.

Podkreślę, że u ludzi tych choroba cofała się. Oznacza to, że w praktyce żaden z nich nie zachorowałby, gdyby przestrzegał jej od urodzenia. Po przejściu ludzkości na dietę Ornisha zawał stałby się chorobą niemal nieznaną, dotykającą ludzi z wrodzonymi wadami serca.

Jeszcze nie ucichła wrzawa po obaleniu dogmatu o nieuleczalności miażdżycy, gdy – idąc za ciosem – przeprowadzono drugie badanie. Tym razem dotyczyło ono nowotworów. Zapewne byłyby duże problemy ze zdobyciem pozwolenia, bo przecież wiadomo, że tego nie da się ruszyć dietą i nie wolno próbować, bo to nieetyczne. Ale kto odmówi człowiekowi, który już raz udowodnił, że cała reszta świata medycznego się myliła, a on miał rację? Kto odmówi osobistemu lekarzowi prezydenta USA? Przeprowadzono próbę kliniczną z udziałem pacjentów z początkowym stadium raka prostaty, w zasadzie ze stadium przedrakowym.

I tym razem wyniki były szokiem. Podobnie jak w przypadku miażdżycy, tak i tutaj choroba się cofnęła. U żadnego z pacjentów na diecie nie rozwinęła się, rozmiar guzów się zmniejszył albo zanikły całkowicie, spadło PSA i inne wskaźniki. 6 z 49 pacjentów stanowiących grupę kontrolną musiało przed upływem roku poddać się standardowej terapii antynowotworowej – wycięciu prostaty czy radioterapii. Z grupy stosującej specjalny sposób odżywiania – nikt. Zmianą trybu życia udało się osiągnąć to, co jest niemożliwością dla współczesnej medycyny Co najciekawsze, w dodatkowych testach okazało się, że przynajmniej jedną z przyczyn była zmiana garnituru aktywnych genów – wyciszyły się te zwiększające ryzyko wszystkich chorób nowotworowych, nasiliły zmniejszające ryzyko. Można więc zgadywać, że taka dieta byłaby pomocna w każdym przypadku onkologicznym.

Rak prostaty to bardzo częsta choroba. Zabija co trzydziestego mężczyznę w naszym kraju. Metoda dra Ornisha sprawiła, że u żadnego z pacjentów choroba nie rozwinęła się, a u tych którzy mieli początkowe stadia – cofnęła. Co więcej, stopień tych zmian był wprost proporcjonalny do zaangażowania pacjenta, wiadomo, niektórzy oszukują nawet wtedy, gdy na szali jest ich własne życie. Może „lek na raka” to zbyt mocne słowo, ale bez wątpienia mamy opisaną – i sprawdzoną – metodę zapobiegania tej chorobie.

Niezwykle ciekawy – i pouczający dla osób, które interesują się alternatywnymi metodami zapobiegania chorobom – jest wynik jednego z badań. Sprawdzano tam efekt terapii zbliżonej do tej opracowanej przez dra Ornisha, czyli diety bezmięsnej wraz z odpowiednimi suplementami. Sprawdzono u pacjentów przepływ przez tętnice wieńcowe, ułożono jadłospisy i czekano. I stało się coś wspaniałego – albo strasznego, zależy z której strony na to patrzeć. Wyszła książka Atkinsa promująca jedzenie niemal wyłącznie mięsa. Świat oszalał, w końcu znalazł się ktoś, kto mówi „możecie jeść co chcecie, lekarze was kłamią, ja mam rację, im więcej jecie tego co jest według lekarzy niewłaściwe, tym będziecie zdrowsi!”. Jako że rzeczy szkodliwe są zazwyczaj smaczne, bardzo wiele osób uwierzyło. W tym również 10 z tych, którzy brali udział w badaniu. Na własną rękę zmienili sposób odżywiania na „właściwy”, odstawili te wstrętne, szkodliwe warzywa i rośliny, zaczęli pochłaniać kilogramami zdrowy smalec i szynkę. Przed nauką stanęła otworem niezwykła szansa – nie tylko można było porównać „zwykłą” dietę z odpowiednio ułożonym wegetarianizmem, ale też z dietą Atkinsa!

Minął rok, pora zajrzeć do środka, zrobić kolejny skan SPECT… Chyba domyślacie się, jaki był wynik? Jest to swego rodzaju reguła, gdy pacjent przestaje słuchać lekarza i szuka pomocy w internecie czy w modnych książkach o cud-dietach. Część ludzi trafia na dobre metody, takie jak opracowana przez dra Ornisha, ale miażdżąca większość wybierze po prostu to, co jest przyjemniejsze, diety Atkinsa, Kwaśniewskiego, paleo czy keto. Na skutek odpowiednio dobranej diety wegetariańskiej przepływ krwi przez tętnice zwiększył się o około 40%, na diecie stanowiącej jej dokładne przeciwieństwo wynik był – o ironio – lustrzany, przepływ zmniejszył się o 40%.

Jako że różnica była wręcz porażająca, naukowcy postanowili upublicznić wyniki skanu SPECT tak, by każdy mógł zobaczyć czym kończy się wiara w pierwszą lepszą książkę której autor twierdzi, że jest mądrzejszy od wszystkich lekarzy, ale nie przeprowadził żadnych prób klinicznych żeby to udowodnić:

(Uwaga z roku 2022, strona na której znajdowały się skany znikła, a samego zdjęcia nie kopiowałem z uwagi na prawa autorskie)

Można sobie zadać pytanie – jak to jest? Przecież tylu wegetarian i wegan umiera na choroby serca i raka, co więcej – badania pokazują, że co prawda mają oni niższe ryzyko tych schorzeń, ale nie jest to różnica oszałamiająca. Diabeł zazwyczaj tkwi w szczegółach. To nie „mięso” jest złe, ale fakt, że jedząc je – zalewany organizm nadmiarem tłuszczu nasyconego. Bez problemu można taki sam efekt osiągnąć na wegetarianizmie czy weganizmie, co więcej, bardzo wielu wege tak właśnie robi. Z diety wyeliminowano też produkty o wysokim stopniu przetworzenia. Sam przez jakiś czas, zanim zainteresowałem się zdrowym odżywianiem, byłem na diecie wege złożonej z czipsów, frytek i cocacoli. Innymi słowy, nie można ułożyć zdrowej diety z dużą ilością mięsa, ale bez problemu można ułożyć bardzo szkodliwą która go nie zawiera. Eliminacja tego produktu jest warunkiem koniecznym, ale nie wystarczającym.

Jak więc dokładnie wygląda terapia dra Deana Ornisha:

  • dieta nie jest zbiorem przykazań wykutych w kamieniu, Ornish nie mówi „od tej pory nie wolno jeść hamburgerów”, powie raczej „jeśli zjesz 3 tygodniowo zamiast 4, będziesz nieco zdrowszy”
  • tłuszcz nie może stanowić więcej niż 10% ogólnych dostarczanych kalorii, przy czym prawie cały powinien pochodzić z naturalnie występujących olei roślinnych
  • nie więcej niż 10 mg cholesterolu dziennie, co oznacza eliminację także nabiału, z wyjątkiem bardzo małych ilości przetworów mlecznych beztłuszczowych oraz białek jaj
  • nie ma ograniczenia kalorii
  • nie więcej niż 2 łyżki (nie łyżeczki) cukru dziennie
  • eliminacja kofeiny – odpada kawa, czarna herbata, czekolada, kakao i napoje gazowane z jej dodatkiem, jedyny wyjątek to zielona herbata.
  • zmniejszenie spożycia sodu – mniej solimy
  • dozwolona jedynie niewielka ilość alkoholu
  • jedna porcja soi dziennie, zawierająca około 3 gramów tłuszczu pochodzenia sojowego, czyli nie z dodatków
  • suplementy B12 bez dodatku żelaza, multiwitamina oraz kwasy omega 3 w formie aktywnej – w sumie 1 do 2 gramów EPA i DHA (w przypadku skrajnie silnej choroby niedokrwiennej serca należy uważać z omegami, gdyż mogą one zwiększyć ryzyko zgonu zamiast zmniejszyć), ewentualnie wapń
  • rośliny powinny być w miarę nieprzetworzone, zbliżone do stanu w jakim występują w naturze

Osoby znające język angielski odsyłam stronę ornishspectrum.com gdzie szczegółowo wszystko wyjaśniono.

Oprócz zaleceń dietetycznych, istotnym elementem terapii jest redukcja stresu – tutaj można pokusić się o ćwiczenia relaksacyjne, jogę bądź medytację, skutecznie zadziała nawet zwykłe rozciąganie się przed snem albo spacer po parku.

Ostatnim elementem jest umiarkowana aktywność fizyczna – bieganie lub chociaż szybkie spacery, pływanie czy nawet siłownia.

Jak widać, program ten jest wręcz zmianą stylu życia – niemniej to dieta jest jego kamieniem węgielnym i najważniejszym elementem.