Niebezpieczeństwa „alkalizacji”

Teoria „zakwaszenia organizmu”, wbrew temu co można przeczytać na niektórych blogach „racjonalistycznych”, jest skądinąd nie najgłupsza. Analizując dietę naszych przodków, była ona zasadowa w porównaniu do kwaśnej obecnie. Bardzo poważnie podchodzi się do hipotezy wskazującej na związek między zakwaszeniem a chorobami nowotworowymi 

https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC3571898/

czy nawet cukrzycą i chorobami serca.

https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/21481501

Bo o wpływie na ryzyko powstawania kamieni nerkowych czy osteoporozy nie muszę chyba pisać?

I wszystko by było super, gdyby zagadnieniem nie zajęli się ludzie, którzy nie powinni tego robić. Wszelkiej maści szamani i „specjaliści”, nie potrafiący odróżnić witaminy od półcegłówki. Pojawiła się moda na terapie odkwaszające wysokimi dawkami zasad, mające wyleczyć ze wszelkich znanych chorób (a także kilku jeszcze nie poznanych). Oczywiście przeciętny Kowalski jest mocno zakwaszony i bardzo wiele by zyskał, gdyby doprowadził do równowagi. Niestety, bardzo często przesadza się w drugą stronę, a tu niestety nadmiar jest o wiele bardziej szkodliwy, niż niedobór. Nie jest to jakaś fantazja czy teoria, tysiące ludzi pożegnało się z nerkami na skutek „odkwaszania”, choroba tym wywołana ma nawet swoją własną nazwę: zespół Burnetta.

Mechanizm jest banalnie prosty. Połączenie zbytniej alkalizacji oraz nadmiaru wapnia (czy to z „proszku alkalizującego”, czy z leków na osteoporozę, czy nawet na skutek zażywania dużych dawek witaminy D3, co może doprowadzić do przejścia wapnia z kości do krwi) powoduje rozregulowanie delikatnego mechanizmu kontroli pH krwi. Mamy sytuację, w której jest ona jednocześnie zbyt zasadowa, oraz krąży w niej nadmiar wapnia. Efektem jest jego odkładanie się gdzie popadnie, ale głównie w nerkach.

Towarzyszą temu dość charakterystyczne objawy: silne zatwardzenia (kał jest jakby suchy, składa się ze zbitych kulek), wrażenie „oszołomienia”, częste sikanie czy suchość w ustach. Niestety, ale bardzo często od „specjalisty” internetowego można usłyszeć, że nie są to objawy żegnania się z nerkami, tylko „detoksu” i powinno się je ignorować.

Szczególnie duże ryzyko jest w przypadku nagłego rozpoczęcia suplementacji dużymi dawkami witaminy D3. Następuje wtedy chwilowe nagłe zwiększenie ilości wapnia we krwi, które trwa dopóki nie nastąpi wyregulowanie się organizmu. Najczęściej dotyczy to osób mających niski poziom magnezu przed rozpoczęciem terapii. Jeśli połączy się to z „proszkami alkalizującymi”, czy np sodą oczyszczoną zażywaną przeciw nadkwasocie, nieszczęście gotowe.

broccoli-390001_1280
Najlepszy naturalny odkwaszacz

Najbardziej narażone są osoby cierpiące na niewydolność nerek, u nich już niewielka ilość „odkwaszaczy” czy witaminy D3 wystarczy, by zaburzyć delikatną równowagę. Organizm po prostu nie jest w stanie sobie poradzić z nadmiarem wapnia i jonów.

W przypadku zaobserwowania objawów takich jak zatwardzenia, suchość, oszołomienie i częstomocz, powinno się natychmiast i bezwzględnie odstawić wszelkiego rodzaju suplementy D3, wapnia i „alkalizujące” oraz pić dużo płynów. Przy odrobinie szczęścia minie bez żadnego śladu, ale jeśli się spóźniliśmy to można spodziewać się trwałego, nieodwracalnego uszkodzenia nerek, a w skrajnych przypadkach śpiączki i śmierci.

Całkiem dobrym wskaźnikiem stopnia zakwaszenia dietą jest pH moczu. Na allegro czy w sklepach medycznych można kupić papierki wskaźnikowe z dużą dokładnością pomiaru. Powinno się dążyć do pH w okolicach 6,5, przy czym należy pamiętać, że zmienia się ono w zależności od tego, co jedliśmy parę godzin temu, więc pomiary powinny być wykonywane codziennie przez kilka tygodni, najlepiej rano przed jedzeniem. Dopiero średnia z kilkunastu takich pomiarów da dokładny wynik.

Zakwaszenie to kolejny przypadek „choroby”, na której lekarstwem jest zmiana diety, zaś próba regulacji za pomocą suplementów może przynieść dużo więcej szkody, niż pożytku.

Comments

comments