Rozwiewamy mity – rtęć

Wzięło mnie na walkę z wiatrakami – chyba przez pogodę, człowiek się gotuje w tym upale i chodzi podminowany. Obiecuję, że postaram się na przyszłość więcej pisać rzeczy pozytywnych, co można zrobić by poprawić swój stan zdrowia.

Opisywałem różne fankluby: ludzi wierzących, że wszystkie choroby to nie zdiagnozowane przypadki boreliozy, przekonanych że każdą z tych chorób można wyleczyć wodą utlenioną, czy też że jedzenie smalcu cofa choroby serca. Dziś będzie o rtęci, dla odmiany – tej w plombach.

Jest tu obecny dość typowy mechanizm, wspólny dla wszystkich tego typu zjawisk: przekonanie, że wszelkie problemy zdrowotne jakie dotykają „zatrutego” są wywołane właśnie tym, wyjaśnianie, że spora część współczesnych schorzeń to wina plomb, wielomiesięczne, czasem wieloletnie terapie, oraz – oczywiście – walka z logiką i zdrowym rozsądkiem.

Przypuszczam, że to wszystko ma swoje źródło w zwykłym egoizmie: chcemy mieć wewnętrzne przekonanie, że dbamy o swoje zdrowie, jednocześnie objadając się smacznymi, acz niezdrowymi produktami, leżąc przed telewizorem czy komputerem. Plomby są tu idealnym celem, można zawsze powiedzieć, że „wstawili mi bez mojej wiedzy, nie mówiąc jakie one są szkodliwe”, tym samym zrzuca się z siebie odpowiedzialność za własne zdrowie. To ten paskudny dentysta jest winien mojej nadwagi, miażdżycy i cukrzycy, a nie to, że przez ostatnie 40 lat opychałem się słodyczami!

Amalgam
Tak wygląda wypełnienie amalgamatowe

Oczywiście, takie plomby są w jakimś stopniu złe, lepiej ich nie mieć niż mieć. Wiadomo, że rtęć jest szkodliwa. Pytanie tylko, w jakim stopniu wypełnienia dentystyczne wpływają na nasze zdrowie? Na szczęście nie musimy zgadywać. Zbadano to.

Grupa 20 000 żołnierzy miała prowadzoną dokładną kartotekę dentystyczną. Dzięki temu można było sprawdzić, jakie jest prawdopodobieństwo zachorowania na różne schorzenia w zależności od tego, ile mieli wypełnień amalgamatowych. Jak się okazuje – nie było żadnego związku. Czy ktoś miał takich plomb 10, czy 0 – miał dokładnie takie samo ryzyko zapadnięcia na każdą z kilkudziesięciu przebadanych chorób, łącznie z zespołem przewlekłego zmęczenia, zaburzeniami pamięci czy schorzeniami neurologicznymi. Jedynie dla stwardnienia rozsianego było bardzo nieznacznie podwyższone ryzyko.

Zwolennicy teorii rtęciowych mają oczywiście swoje badania, na przykład takie, w których dzieciaki z takimi plombami gorzej się uczą. Ale bardzo dziwne by było, gdyby uzyskano inny wynik, w końcu plomby amalgamatowe są tańsze oraz dużo brzydsze, więc z reguły są zakładane biedniejszym dzieciom, które – jak wiadomo – z reguły radzą sobie w szkole gorzej. Dzieciaki z takich domów rzadziej myją zęby, więc będą też mieć więcej ubytków, a więc statystycznie więcej amalgamatów.

Między bajki też trzeba włożyć szkodliwość wymiany takich plomb bez specjalnego sprzętu, według „rtęciowców” musi to wywołać potworne konsekwencje, stawiające pacjenta na granicy życia i śmierci, z powodu wdychania oparów z rozwiercanego wypełnienia. Wystarczy jednak chwilę pomyśleć: co z dentystą? On takich plomb rozwiercił w życiu kilka albo i kilkanaście tysięcy (to rutynowa czynność gdy np wejdzie pod nią próchnica), wdychał opary przy każdym takim zabiegu i co…? Jakoś go nie zabiło.

Gwoli sprawiedliwości należy dodać, że zdarzają się sytuacje, gdy takie wypełnienie powoduje schorzenia. W tym badaniu usunięcie amalgamatów osobom które miały autoimmunologiczne zapalenie tarczycy oraz jednocześnie potwierdzoną testem nietolerancję rtęci sprawiło, że choroba się cofnęła. Dotyczyło to jednak tylko pewnego procentu pacjentów, osoby bez nietolerancji nie odczuły żadnej poprawy po usunięciu plomb. Co może zainteresować chorych – w powyższym badaniu eradykacja helicobacter również niekiedy wyciszała chorobę, postaram się w najbliższym czasie opisać jak można to zrobić gdy klasyczna terapia zawodzi (uwaga z lat późniejszych, opisałem, link jest w poprzednim zdaniu).

Reasumując, przypadki w których wypełnienia rtęciowe powodują pogorszenie stanu zdrowia zdarzają się, ale są na tyle rzadkie, że ciężko je nawet wyłapać w statystykach. Wymiana na plomby światłoutwardzalne ma pewien sens, ale u osób zdrowych powinna być daleko na liście priorytetów, zwłaszcza, że każde rozwiercenie osłabia ząb. W Polsce o wiele poważniejszym problemem jest ołów.

Pozostaje jeszcze kwestia „chelatacji”. Można w internecie natknąć się na informacje, żeby w żadnym wypadku tego nie robić tak, jak zalecają lekarze, bo „rtęć przeniesie się do mózgu”. A jaka jest prawda?

Grupa robotników była poważnie zatruta tym metalem, zarówno jego organiczną, jak i nieorganiczną formą (z pracy w kopalni oraz z powodu jedzenia ryb z rzeki, do której odprowadzano ścieki). Przez 14 dni podawano im DMPS. Jak się okazuje, stan ich układu nerwowego bardzo się poprawił – ustąpiły problemy z pamięcią, paraliże czy drgawki. Podobnie zresztą zakończyła się próba z wypłukaniem ołowiu za pomocą EDTA – po kilku dniach mózg był czysty. Nie nastąpiła żadna „redystrybucja”, wprost przeciwnie, oczyszczono układ nerwowy, chroniąc go przed postępującymi uszkodzeniami.

Chelatacja rtęci u niemal nikogo nie przyniesie żadnej widocznej poprawy zdrowia – jedynie osoby bardzo mocno zatrute coś odczują, wtedy jednak najprościej jest posłuchać się lekarza i zastosować odpowiedni lek. W wymienionym wyżej badaniu choroby autoimmunologiczne ustępowały bez żadnego dodatkowego „wypłukiwania”, wystarczyło usunąć źródło. Zdarza się, że u kogoś bardzo mocno poprawi się stan zdrowia po „terapii oczyszczającej”, ale nie z powodu wypłukania czegokolwiek, tylko najzwyklejszego w świecie uzupełnienia niedoborów np selenu, albo pozytywnego działania kwasu alfa liponowego.

Comments

comments