Przypuszczam, że nie napiszę nic nowego, ale kto wie – może dla kogoś właśnie ten wpis będzie odkryciem pozwalającym zmienić swoje życie?
Przewlekłe zapalenie prostaty jest przypadłością bardzo częstą. Cierpi na nie niemal co dziesiąty mężczyzna. Co więcej, jest dość groźne, jako że może przerodzić się w nowotwór tego narządu – chorobę, która zabija co trzydziestego Polaka. Co gorsza – współczesna medycyna w zasadzie nie zna leku, który gwarantuje wyleczenie. Bardzo często nie usłyszymy od lekarza o metodach tu opisanych, chociaż są one częścią oficjalnej wiedzy medycznej. Niestety, nie da się na nich zarobić, więc nie są zbyt popularne.
Objawy są dość charakterystyczne – jeden z najczęstszych to trudności w oddawaniu moczu, spowodowane opuchnięciem tego gruczołu i uciśnięciem moczowodu, przez co konieczne jest „wyciskanie” na siłę poprzez mocne napięcie mięśni brzucha. Zapaleniu często towarzyszy ból podbrzusza, podwyższona temperatura, ogólne wrażenie rozbicia, obniżenie chęci do życia. Charakterystyczne jest pieczenie po wytrysku – co jest dość dobrym kryterium pozwalającym odróżnić to od zapalenia dróg moczowych, w którym to przypadku pieczenie występuje w czasie sikania. W niektórych przypadkach może nawet pojawić się krew w moczu.
Diagnoza jest dość trudna i często mylna – zazwyczaj rozpoznanie takie wpisuje się, gdy nie udaje się u pacjenta znaleźć innych chorób dających podobne objawy. Przestrzegam przed samodzielnym diagnozowaniem, przynajmniej kilka bardzo częstych przypadłości daje objawy bardzo zbliżone do opisanych i bez specjalistycznego sprzętu jest po prostu fizycznie niemożliwe odróżnienie jednej od drugiej.
Jak to zwykle w życiu bywa, mamy tu do czynienia nie tyle z chorobą, co z całą ich grupą, dającą zbliżone objawy. To trochę jak z katarem – niby wygląda tak samo, ale czasem jest wywołany alergią, czasem przeziębieniem, a czasem podrażnieniem z powodu chociażby suchego powietrza w mieszkaniu. Podobnie zapalenie prostaty – niby takie samo podrażnienie, ale przyczyny mogą być bardzo różne. Dlatego zresztą leczenie jest takie trudne – nawet najdroższa i najbardziej zaawansowana terapia przeciw bakteriom nic nie da, jeśli ich tam po prostu nie ma…
Zajmę się najczęstszymi przyczynami, ale warto podkreślić, że zazwyczaj występują one równolegle – uzupełniają się wzajemnie. Znowu sięgnę tutaj do analogii z katarem, jeśli ktoś ma suche powietrze w domu i przez to zniszczony nabłonek, będzie dużo ostrzej reagować na alergię i samo nawilżenie powietrza może ją „wyleczyć”.
Pierwsza z nich to przewlekłe zapalenie bakteryjne. Jak przy każdej infekcji, tak i tutaj będzie to kombinacja dwóch czynników – po pierwsze lokalnie obniżona odporność (na przykład niski poziom selenu), po drugie zaś – znikąd się te bakterie nie wzięły. Wbrew temu, co wygadują niedouczeni „obrońcy prawdziwej nauki”, u teoretycznie zdrowego człowieka przenikanie bakterii jelitowych do otaczających tkanek jest faktem i zależy w dużej mierze od stanu tegoż jelita. Wydaje się, że właśnie selen będzie tu najlepszym rozwiązaniem, z uwagi na jego bardzo silne działanie miejscowe – w jednym z badań połączenie go z likopenem dało bardzo dużą poprawę. Za grosze w każdej aptece można kupić selen, nie powinno się przekraczać dawki 200 mcg dziennie, a jeśli ktoś chce stosować go przez dłuższy czas – po uzupełnieniu niedoboru takimi dawkami, co trwa do 2 miesięcy, powinien zejść do 50-100 mcg dziennie. Likopen z kolei występuje w bardzo dużej ilości w najzwyklejszym przecierze pomidorowym.
Jednym z najważniejszych regulatorów odporności jest witamina D3. Jako że nie można jej opatentować, próby kliniczne z jej udziałem są rzadsze od uczciwych polityków, ale czasem można natknąć się na taką perełkę – jakaś firma przebadała swój syntetyczny analog i uzyskała bardzo dobre efekty. Ja osobiście za żadne skarby nie zażyłbym syntetycznej podróbki witaminy, która nie wiadomo co zrobi z organizmem, ale jeśli to przekłada się na „zwykłą” – mamy dość skuteczny lek.
Najważniejszym suplementem jaki można sobie wyobrazić przy wszelkiego rodzaju infekcjach będzie cysteina. Tu już oczywiście nikt nie prowadził badań, pozostaje zdrowy rozsądek – skoro pomaga przy każdej innej infekcji dla której badano jej działanie, czemu tu miałoby być inaczej? Na rynku jest mnóstwo preparatów n-acetyl-cysteiny.
Pora przejść do drugiej przyczyny – najzwyklejsze w świecie uszkodzenia mechaniczne. Nie, nie chodzi o te wywołane wymyślnymi technikami seksualnymi. Rzeczywistość jest o wiele nudniejsza (i bardziej skomplikowana) – nadmierne spięcie mięśni w okolicy tego gruczołu sprawia, że jest on dosłownie miażdżony. Chorzy mają dużo większe ich napięcie, w porównaniu do osób zdrowych.
Rozwiązania są tutaj dwa – i niestety, trzeba zastosować obydwa równolegle. Po pierwsze, powinno się skorygować przodopochylenie miednicy – omówiłem to dokładnie w tym wpisie. Sprawi to, że mięśnie i ich przyczepy znajdujące się w pobliżu prostaty nie będą już tak gwałtownie szarpane, a także zmieni lekko ich wzajemne położenie.
Druga rzecz to zmniejszenie ogólnego napięcia mięśniowego. Czasem starczy suplementacja magnezu – zresztą jego poziom wydaje się być obniżony w tym schorzeniu. Niemniej prawdziwym hitem będzie tutaj progresywna relaksacja mięśniowa Jacobsona. Opisałem ją na stronce dotyczącej nerwicy – ale bez problemu można samodzielnie znaleźć w google dokładniejsze instrukcje.
Chyba do tego punktu zalicza się problem wynikający z… siedzenia. Dotyczy to zwłaszcza amatorów jazdy na rowerze, ale też osób siedzących często na twardych krzesłach, szczególnie w nietypowy sposób. Nie wnikając w szczegóły, uciskają oni miejsce, przez które przechodzą nerwy i naczynia krwionośne niezbędne prostacie do prawidłowego działania. Tu jedynym rozwiązaniem jest zmiana sposobu siedzenia, a w przypadku rowerów – specjalne siodełko.
Pozostała nam jeszcze jedna przyczyna, ale przyznam szczerze – boję się jej ruszać. Chodzi o zaburzenia hormonalne. Niedawno na forum żalił się użytkownik, którego życie zostało zniszczone jednym z leków mających regulować to właśnie zaburzenie (w jego wypadku chodziło o przedwczesne łysienie, ale stosuje się identyczną terapię – finasteryd). Jak się okazuje, pewien procent użytkowników przechodzi coś w rodzaju załamania po terapii, nie są w stanie wrócić do normalnego funkcjonowania. Tysiące osób z całego świata walczy o to, by w ogóle uznano to jako efekt uboczny leku czy chociaż zarejestrowano jako chorobę, niestety – producenci leków to blokują. Podobno identyczne „załamanie” zdarza się nawet po niektórych suplementach ziołowych, dlatego nie będę ich tu rekomendował.
Na koniec wypada wspomnieć o środkach przeciwzapalnych. Jeden z nich to wierzbownica drobnokwiatowa – napar z tego zioła (jako części mieszanki) w badaniach wykazał dość wyraźne działanie. Podobnie działał pyłek pszczeli – do kupienia za dość niewielkie pieniądze na allegro.
Podsumowując – uzupełniamy selen, cysteinę, witaminę D3 oraz magnez, a także codziennie rozciągamy mięśnie oraz pracujemy nad ich rozluźnieniem. Po kilku miesiącach problemy powinny być przeszłością.