Wersja anglojęzyczna wpisu:
https://healthytreatment.org/2022/08/18/motivation-and-effectiveness-and-how-i-learn-languages/
Kiedyś już o tym pisałem, ale temat jest chyba dość ciekawy, warto do niego wracać.
Jest jedna niezwykle ważna zasada, o której powinno się pamiętać każdego dnia i do niej dostosowywać swoje życie. To absolutna podstawa naszej egzystencji, wokół której wszystko się kręci, sterująca każdą naszą decyzją – a większość z nas w ogóle nie zdaje sobie z niej sprawy.
Chodzi o zasadę „ego depletion”. Każdy człowiek ma tylko określoną ilość „siły woli”, którą jest w stanie przeznaczyć na podejmowanie decyzji czy w ogóle robienie czegokolwiek. Bardzo ładnie zostało to wykazane w badaniu, gdzie w pierwszej części eksperymentu osoby otyłe zostały podzielone na dwie grupy – jedna z nich miała oglądać film i powstrzymywać się od emocjonalnej reakcji (zużyć swoje zasoby „ego”), druga od razu przeszła do drugiej części. W niej zaś zaoferowano tym osobom smakowity posiłek. Jak się okazuje, gdy ktoś wcześniej musiał się do czegoś zmusić – nie miał już „siły” na to, by powstrzymać się przed jedzeniem.
Konsekwencje są naprawdę bardzo duże, jeśli im się przyjrzeć z odpowiedniej perspektywy. Po pierwsze, każdy z nas ma tylko określoną ilość „zasobów”. Jeśli je zużyjemy na coś niepotrzebnego, nie będzie nas „stać” na rzeczy istotne. Ktoś, kto całe swoje życie poświęca na siłownię albo na przykład biegi ultradystansowe, siłą rzeczy musi mniej energii poświęcać swojej rodzinie, pracy, samodoskonaleniu w innych dziedzinach. Druga bardzo ważna rzecz – trwanie w toksycznych relacjach, w których cały czas musimy się zmuszać do na przykład ukrywania naszych emocji, albo do czynności na które nie mamy zbytnio ochoty (nawet jeśli będzie to tylko wspólny spacer), dosłownie „wyssie” z nas zdolność do działania. Termin „wampir energetyczny” jest o wiele bliższy prawdy, niż mogłoby się to wydawać.
Jeśli chcemy osiągnąć w życiu jakieś cele, obojętnie co to będzie, warto pamiętać o tej zasadzie oraz dostosować do niej nasze plany. Podam tu przykład mojej nauki języka.
Można wykonywać czynność w sposób, który w ogóle nie zużywa „zasobów”.
Tu bardzo dobrym przykładem jest czytanie książek, albo – co jest o wiele korzystniejsze – słuchanie audiobooków. Ucząc się angielskiego, załadowałem na mojego smartfona kilka audiobooków, które wcześniej czytałem w naszym ojczystym języku. Podczas szukania grzybów czy zwykłych spacerów mogłem sobie słuchać czegoś, co mnie interesuje, jednocześnie niejako nieświadomie się ucząc.
Można dodać element konkurencji lub innej zabawy.
Ta sama czynność jest przez nasze „ego” zupełnie inaczej odbierana, jeśli będzie połączona z jakąś symboliczną walką, w formie na przykład gry. Ucząc się na www.memrise.com (gorąco polecam!), dodałem do listy znajomych kogo tylko się da – i próbuję zrobić więcej punktów, niż oni. Jest to drobne oszustwo, zamieniające „pracę” w „zabawę”. Górnik po 8 godzinach rycia na przodku, z radością będzie przekopywał swój ogródek. Biegacze zaczynali bić swoje życiowe rekordy, gdy zaczęli korzystać z aplikacji zamieniających trening w grę, gdzie kilometrami zdobywało się „poziomy”. Pokemon go sprawia, że osoby otyłe, nie potrafiące zmusić się do 500 metrów spaceru, chodzą po 20 kilometrów.
Czynności rutynowe nie zużywają „zasobów” tak, jak robią to rzeczy dla nas nowe.
To bardzo ważna rzecz. Jeśli uważamy, że coś powinno znaleźć się w naszym życiu – robimy z tego nawyk. Osoby szczupłe nie muszą powstrzymywać się od jedzenia, nie kosztuje to ich żadnej „siły woli”, gdyż mają nawyk normalnego jedzenia. Otyłe wyrobiły sobie nawet objadania się. Zmiana takiego nawyku powinna być stopniowa, trzeba wprowadzać drobne zmiany aż staną się one taką samą codziennością, jak mycie zębów. Ja ustawiłem sobie w memrise limit punktów, który muszę codziennie zrobić – i robię to. Po pewnym czasie przestało mnie to w jakikolwiek sposób męczyć.
Czynności można wykonywać w sposób o wiele bardziej efektywny.
I tu znowu wspomnę o memrise (nie, nie płacą mi za reklamowanie tego, to darmowy program). Dostajemy do powtórzenia tylko te słówka, z którymi mamy problemy. Dzięki temu czas nauki zostaje znacznie skrócony. Dodatkowo każde słówko jest powtarzane w zwiększających się odstępach (4 godziny, potem 8, 12, 24…), co – jak wykazały badania – jest znacznie skuteczniejszą metodą, niż powtarzanie go codziennie.
Kilka przykładów nie związanych już z moją osobą:
Rezygnacja z niepotrzebnych rzeczy zwalnia „zasoby” dla ważnych.
Czasem można spotkać się z pielęgnowanym mitem „silnego charakteru”, który to charakter ma wyrażać się tym, że codziennie robi się jakąś rzecz, po to tylko by udowodnić sobie, że się potrafi to zrobić. Nie jest to duże obciążenie, bo nawyki są pod tym względem dość łagodne, ale jednak obciążenie. Podobnie obciążające będzie zanurzenie się w jakiejś aktywności która niewiele daje, a nawet nie jest dla nas specjalnie przyjemna. Z racji zainteresowań, znam mnóstwo ludzi całkowicie pogrążonych w pomaganiu zwierzętom – niby to fajne i przyjemne, ale nagle człowiek budzi się w wieku 40 lat, bez partnera, bez własnej rodziny, otoczony stadem kotów czy szczurów. Podobnie „robienie kariery” potrafi zabrać całą młodość, nagle orientujemy się, że całe życie pracowaliśmy nie dla swojej własnej rodziny, bo tej nie zdążyliśmy założyć, tylko dla rodziny naszego szefa. Bardzo mocno obciążają wszelkiego rodzaju kontakty międzyludzkie, które nie są dla nas w żaden sposób korzystne – nudne spotkania po pracy, gdzie każdy się męczy i tak dalej. Kontakty z ludźmi są oczywiście bardzo ważne, ale lepiej spotkać się z kimś, kto jest dla nas ważny i vice versa. Nie można też wyrobić sobie reputacji odludka – ważne, żeby zauważyć, gdy przekraczamy pewną granicę i zaczyna nas to „pożerać”.
Trwanie w toksycznej sytuacji potrafi zeżreć całe zasoby.
Tu – niestety – nie da się powiedzieć nic mądrego. Każdy jest pełen dobrych rad dla innych, gdy patrzy z boku, ale dziwnym trafem sam sobie nie potrafi pomóc. Podpowiem tylko, że toksyczność to nie tylko związek z człowiekiem. Znam ludzi, którzy zmarnowali sobie życie grając w gry komputerowe, nie mając przed sobą żadnej przyszłości, a całą „energię” którą mogliby poświęcić na zmianę tego stanu rzeczy tracą na podtrzymywanie iluzji, że jest dobrze i nic nie trzeba zmieniać.
Choroby potrafią wyssać całą energię.
Bardzo dobry przykład to depresja. Osoba chora nie jest w stanie podjąć żadnej aktywności. Podobnie przy zaburzeniach tarczycy czy na przykład anemii. I tu moja rada – warto zrezygnować z innych czynności na rzecz walki z chorobą. Jeśli ktoś resztkę swojej „energii” poświęci na powiedzmy naukę języka, nie znajdzie jej na wycieczkę do laboratorium i zrobienie badań. Paradoksalnie, zajęcie się sportem, chociaż powinno „zabrać” energię, zmienia metabolizm do tego stopnia, że koniec końców mamy jej znacznie więcej.
Anglojęzyczna wersja tego wpisu: