Jak nas okłamują – dwa przykłady błędnej interpretacji badań plus słowo o rtęci w szczepionkach.

Dziś króciutko, dwa oszustwa które krążą po internecie, dwa z tysięcy.

Na początek przepiękny bełkot niejakiego dra Bodo Kuklińskiego, który zabrał głos w temacie szczepionek. Fragment książki, przyznam że nie miałem jej w ręku i przeklejam to, co wysłano mi mailem pytając, co o tym sądzę:

Pewne przeprowadzone w Danii na niespełna trzystu siedemdziesięciu dziewięciu tysiącach dzieci, które urodziły się pomiędzy rokiem 2003 oraz 2008, a które zaszczepiono szczepionką kombinowaną przeciwko dyfterytowi, tężcowi, krztuścowi, polio oraz bakterii Haemophilus influenzae, badanie kohortowe wykazało, iż u 2117 dzieci z tej grupy w siedem lat po zabiegu rozwinęła się epilepsja. Tymczasem wśród dzieci nieszczepionych tą szczepionką ilość zachorowań na padaczkę wyniosła zaledwie sto dwadzieścia jeden 

Teoretycznie wszystko się zgadza, szczepionki powodują epilepsję, szczepione dzieci chorowały dwadzieścia razy częściej, badanie to wykazało. Prawda? No nie do końca. Zerknijmy do tego badania, autor albo liczył na to, że nikt tego nie zrobi, albo po prostu sam miał do szkoły pod górkę:

https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/22357833

Co się okazuje? Grupy badane nie były równe. Szczepionych dzieci było dwadzieścia razy więcej, więc siłą rzeczy również było w tej grupie dwadzieścia razy więcej przypadków epilepsji. Po uwzględnieniu tego i policzeniu proporcji okazuje się, że ryzyko jest identyczne.

Dość popularne na polskich forach badanie, gdzie „udowodniono” nieskuteczność klasycznej terapii przeciw boreliozie – makaki zarażono bakteriami, podawano im antybiotyki, następnie zwierzęta dokładnie przebadano – wykryto u nich żywe bakterie:

http://journals.plos.org/plosone/article?id=10.1371/journal.pone.0029914

I znowu – teoretycznie wszystko się zgadza, małpy dostawały antybiotyki przez miesiąc, potem zrobiono test polegający na położeniu na skórę zwierzęcia sterylnych nimf kleszczy, nimfy opiły się krwią, u co drugiej małpy we krwi znaleziono bakterie boreliozy.

Mamy dowód na to, że leczenie nie działa? No nie do końca. Jest tu pewien haczyk, o którym nie przeczytacie na forach i blogach gdzie jest to omawiane.

Zanim wyjaśnię na czym to polega, podrzucę drugi link:

https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC3952603/

Zrobiono dokładnie to samo, co w badaniu wyżej – u ludzi, którzy brali standardową dawkę antybiotyku, położono na skórę sterylne nimfy. Jak już się opiły, zdjęli je, sprawdzono, czy są bakterie. I… nie było ich, z jednym wyjątkiem – pacjenta „kontrolnego”, który dopiero się zaraził, miał w momencie badania wielki rumień, dopiero zaczynał leczenie i służył sprawdzeniu, czy faktycznie nimfy „wyssą” z organizmu bakterie, jeśli bakterie w tym organizmie są.

Skąd taka drastyczna różnica?

Rozwiązanie jest banalne. Użyty antybiotyk w organizmie człowieka krąży przez około 12 godzin, z organizmu makaka może zniknąć w 2 godziny. A i to przy założeniu, że małpa faktycznie połknie tabletkę, a nie wypluje ją gdy laborant przestanie patrzeć. Te zwierzęta najzwyczajniej w świecie nie były leczone. Do tego dochodzi wielokrotnie większe obciążenie bakteriami na początku (makak mógł dostać nawet tysiące razy więcej bakterii, niż przenosi kleszcz). Ludzie żyjący z wmawiania innym boreliozy często przedstawiają powyższe badanie jako dowód, ignorując setki dosłownie badań, które dały inne rezultaty.

Na koniec błąd popełniany przez drugą stronę, „racjonalistów”. Wiadomo, że część szczepionek zawiera rtęć, rozważmy taką, która zawiera 25 mcg rtęci – dość przeciętne stężenie. Można usłyszeć głosy, że przecież to jak zjedzenie ryby na obiad.

http://www.nutritionmyths.com/how-much-canned-tuna-is-safe-to-eat/

Niby prawda, 25 mcg rtęci to średnio około 100 gramów tuńczyka. Ale przyjrzyjmy się temu bliżej, liczby które niżej podam są bardziej założeniem, by uzmysłowić pewną zależność:

Po pierwsze, dziecko „trochę” mniej waży. Załóżmy, że szczepionkę dostaje dzieciak ważący 15 razy mniej.

Po drugie, wrażliwość ośrodkowego układu nerwowego na neurotoksyny jest o wiele większa w pierwszych miesiącach życia. Przyjmijmy, że czterokrotnie – z czapy trochę, ale nikt nie będzie w stanie powiedzieć, jaka naprawdę jest różnica dla tej właśnie substancji.

Po trzecie – zastrzyk „trochę” lepiej się przyswaja od obiadu. Rtęć z tuńczyka ma bardzo dobrą przyswajalność, ale i tak musi przejść przez wątrobę. Przyjmijmy, że będzie to dwukrotna różnica.

Można teraz dalej się dokopywać, że związki rtęci w szczepionkach są mniej toksyczne od tych w tuńczyku, a z drugiej strony – ten w pokarmie może być w formie związków które łatwiej wydalić. Ale zostawmy to, po prostu pomnóżmy to, co mamy wyżej.

W szczepionce mamy piętnaście razy więcej rtęci na kilogram masy ciała, podanej dziecku z cztery razy wrażliwszym mózgiem, w formie dwa razy bardziej przyswajalnej. Razem mamy sto dwadzieścia razy większą toksyczność.

To już trochę inaczej wygląda, prawda? Już nie 100 gramów tuńczyka na obiad, tylko dwanaście kilogramów.