Ciekawe badanie dotyczące przeżywalności krętków boreliozy

(Uwaga dodana kilka dni po zamieszczeni wpisu – po zapoznaniu się z innymi publikacjami autorów, bardzo ostrożnie bym podchodził do tego badania. Główna autorka znalazła helicobacter w skórze swoich pacjentów, co jest niemal niemożliwe, nigdy nikt wcześniej ani potem nie znalazł tam tej bakterii i zapewne nie znajdzie, bo nie może ona żyć w takim środowisku, innymi słowy, wyniki prawdopodobnie były zmyślone. Wygląda to trochę tak, jakby autorka szukając na siłę jakiejś ciekawej bakterii do opisania w swoim „badaniu” gdzieś przeczytała o tym, że helicobacter wiąże się z problemami skórnymi, ale nie doszła do fragmentów, w których jest wyjaśnione, że problemy skórne są wtórne do infekcji w żołądku, a nie na samej skórze. Znajdowała też boreliozę w chorobach, w których nikt inny przed nią ani po niej jej nie znalazł i w których na zdrowy rozsądek, żadnej bakterii nie powinno być. Biorąc pod uwagę to, a także fakt, że wielokrotnie prowadzono identyczne badania osób po leczeniu boreliozy i wszystkie dały inne wyniki niż uzyskane tutaj, sugerowałbym potraktować to jako ciekawostkę i poczekać, aż wynik zostanie potwierdzony lub obalony przez kogoś kto nie ma historii zamieszczania badań wyglądających na ordynarne fałszerstwa)

Obiecałem trzymać rękę na pulsie jeśli chodzi o boreliozę, słowa dotrzymuję. Trafiłem na badane na tyle interesujące, że wypada się podzielić opisem i wnioskami ze światem.

Od lat w środowisku naukowym trwa spór o to, czy zdarzają się przypadki, gdy boreliozy niemal nie da się wyleczyć i pozostaje infekcją chroniczną. Naukowcy przerzucają się badaniami, argumentami, jak zawsze znajdują się też szarlatani, którzy wmawiają ofiarom, że każda możliwa choroba to borelioza i naciągają na wieloletnie niekiedy leczenie.

Myślę, że opis tego badania pozwoli nieco naświetlić tematykę i pozwoli zrozumieć, o co tak naprawdę kłócą się naukowcy, bo jak to zwykle w internecie bywa, najwięcej do powiedzenia mają osoby, które najmniej wiedzą.

https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC6023324/

Zebrano grupę 12 pacjentów, którzy mieli objawy „chronicznej boreliozy” pomimo niekiedy długotrwałego leczenia. Pobrano próbki tkanek, wysłano do laboratoriów, wysłano też próbki zdrowych osób jako „kontrolne”. Jak się okazuje, w tkankach pacjentów były krętki – żywe, zdolne do rozmnażania, potwierdzone badaniami kodu genetycznego. W badaniu było kilka podejrzanych nieścisłości, na przykład bardzo niski odsetek pacjentów pamiętających rumień, ale wszystko jest w granicach akceptowalnych błędów. Można zapytać, czego ten tomtom się czepia, przecież to dowód na to, że borelioza jest nieuleczalna!

I tutaj trzeba się tej publikacji przyjrzeć dokładniej. Tam nie badano osób z zespołem poboreliozowym, tylko osoby, u których była diagnoza nawrotów boreliozy. To dwie kompletnie różne rzeczy!

Na witrynie poświęconej boreliozie pisałem, że zespół poboreliozowy nie jest objawem chronicznej infekcji. Uzasadniałem to w bardzo prosty sposób, jeśli krętki wywołują objawy, mają kontakt z krwią. Jeśli taki kontakt mają, antybiotyk je zabije. Oznacza to, że terapia antybiotykami zawsze przyniesie poprawę, natomiast to, czy część krętków przeżyje, schowana gdzieś w regionach gdzie antybiotyk nie dociera, albo – jak sugerują niektórzy naukowcy – będąc w formie przetrwalnikowej, jest już kompletnie innym zagadnieniem. Ta część krętków nie będzie dawać objawów, póki znowu się nie rozmnoży i nie zastąpi tych zabitych antybiotykami.

I tu trzeba bardzo jasno rozdzielić dwie choroby:

  • zespół poboreliozowy, który na antybiotyki nie reaguje i który ma objawy wyłącznie grypopodobne i powiązane ze zmęczeniem
  • niedoleczona borelioza, która na antybiotyki zawsze zareaguje, daje objawy typowe dla boreliozy

Z badania, które omawiam wynika, że u części pacjentów borelioza jest bardzo ciężka w całkowitym wyleczeniu, a w niektórych skrajnych przypadkach niemal niemożliwa. Z drugiej strony, wielokrotnie powoływałem się na badania, w których pacjentom z zespołem poboreliozowym podawano antybiotyki i nie było żadnej poprawy.

W tkankach osób z zespołem poboreliozowym nie znaleziono żywych bakterii. Co więcej, jeśli przyjrzymy się opisom poszczególnych przypadków w omawianej próbie klinicznej, oni wszyscy reagowali na leczenie! Po antybiotykach zdrowieli, czuli się dobrze. Tyle, że po jakimś czasie mieli nawrót.

To jest bardzo ważne rozróżnienie – szarlatani zapewne będą wykorzystywać to badanie, by „udowodnić” ofiarom, że ich różne choroby są tak naprawdę boreliozą i trzeba leczyć wiele lat, „bo przecież w badaniu wykazano, że ludzie po antybiotykach dalej są chorzy!”. Nie. Oni po antybiotykach byli zdrowi. Tyle, że potem mieli nawrót.

Innymi słowy, dalej pozostaje podział na pacjentów, którzy mają we krwi bakterie i którzy czują bardzo dużą poprawę po antybiotykach, oraz pacjentów, którzy bakterii we krwi nie mają i którzy na antybiotyki nie reagują.

Jakie wnioski powinno się z tej publikacji wyciągnąć?

Po pierwsze, jeśli ktoś ma żywe bakterie w organizmie, antybiotyki mu pomogą. To była żelazna reguła u tych pacjentów – antybiotyk, błyskawicznie bardzo duża poprawa, stopniowy nawrót choroby. Wyjątek u jednej pacjentki to idiotyczne próby traktowania antybiotykami objawów kompletnie innej, towarzyszącej boreliozie choroby.

Po drugie, takie przypadki są niezwykle rzadkie, kilkanaście z całego świata. Oznacza to, że nawet jeśli bakterie mogą przetrwać kurację antybiotykami, dzieje się tak tylko w drodze wyjątku.

Po trzecie wreszcie, zarówno objawy u tych pacjentów, jak i reakcja na leczenie bardzo mocno różniła się od przypadków zespołu poboreliozowego.

Warto teraz przyjrzeć się innemu badaniu:

https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/11952542

Tutaj próba kliniczna dotyczyła pacjentów, którzy nie byli w stanie pozbyć się kurzajek wywołanych wirusem brodawczaka, przy czym nie chodzi o pojedyncze kurzajki, ale o zmiany obejmujące na przykład pół nogi, nie wrzucę zdjęć bo są dość drastyczne. Żadne leki nie pomagały, terapie antywirusowe okazały się bezradne. Medycyna nie była w stanie usunąć wirusa z organizmów pacjentów. Brzmi podobnie jak z boreliozą, nieprawdaż?

Na szczęście znalazł się ktoś, kto pomyślał i podał tym pacjentom… cynk. Zwykły siarczan cynku. Co się okazało? Ci ludzie mieli po prostu skrajnie duże niedobory, przez co organizm nie był w stanie zwalczyć wirusa. Po terapii cynkiem, niemal wszyscy wyzdrowieli, jedynie niewielki odsetek dalej miał objawy – ale jak się okazało, były to osoby z najgłębszymi niedoborami i 2 miesiące suplementacji było po prostu niewystarczające, by je uzupełnić.

Mam nadzieję, że widać już, do czego dążę? Infekcja, której żadne leki nie mogły usunąć z organizmu sama znikła, gdy umożliwiło się układowi odpornościowemu walkę z zagrożeniem.

Wracając do boreliozy – będą potrzebne dalsze badania, by dokładniej określić, co tam się tak naprawdę stało. Możliwe, że zostanie odkryta jakaś nowa bakteria, jako że są spore wątpliwości, czy ci pacjenci mieli boreliozę. Mógł to być jakiś inny krętek, zbliżony na tyle, by dawać fałszywie pozytywne wyniki w badaniach PCR. Ale póki co jest to dość mocny argument za tym, że krętki posiadają mechanizm pozwalający niewielkiemu ich odsetkowi przetrwać leczenie.

I tu jest clue całego wywodu – jeśli krętki mają taki mechanizm, to oznacza, że przeżyją terapię u każdego pacjenta. Tymczasem obserwacje setek pacjentów nawet do 20 lat po zakończeniu leczenia wykazały, że nawroty się nie zdarzają, u niemal żadnego pacjenta nie wykryto żywych krętków w tkankach. Są na tyle rzadkie, że wśród tych setek obserwowanych nie było nawet jednego. Wniosek jest dość oczywisty – te kilka krętków, które przetrwa leczenie zostaje zabite przez system obronny pacjenta, o ile ten system nie jest wyjątkowo osłabiony.

Można 20 lat próbować wyleczyć sobie kurzajki, bez efektu. Truć organizm setką różnych leków antywirusowych. A można po prostu uzupełnić cynk i wirus sam zniknie w kilka tygodni.

Podobnie jeśli jest się w tej grupie nieszczęśników, u których krętki dają nawroty. Można doprowadzić organizm do ruiny kolejnymi terapiami antybiotykiem. Albo można w końcu umożliwić własnemu ciału walkę z tymi kilkoma pozostałymi przy życiu krętkami.

Polecam witrynę poświęconą w całości temu zagadnieniu:

https://odpornosc.naturalneleczenie.com.pl/

Jeszcze raz, podsumowanie najważniejszych informacji, co wyszło w tym badaniu i w kilkunastu innych:

  • wielokrotnie szukano krętków u osób z zespołem poboreliozowym, nigdy nie znaleziono
  • osoby z zespołem poboreliozowym nigdy w próbach klinicznych nie reagowały na antybiotyki
  • krętki znajdowano tylko u osób, które miały nawroty boreliozy pomimo leczenia, przy czym nacisk należy położyć na słowo „nawroty”
  • przypadki nawrotów są niezwykle rzadkie i dotyczą nawet mniej niż 1% wszystkich pacjentów
  • osoby z nawrotami zawsze w próbach klinicznych reagowały na antybiotyki

Innymi słowy, trzeba bardzo wyraźnie oddzielić powikłania po wyleczonej boreliozie (zespół poboreliozowy, zespół przewlekłego zmęczenia, fizyczne uszkodzenia komórek nerwowych czy stawów), oraz nawroty boreliozy pomimo niekiedy wielomiesięcznego leczenia. Żywe krętki znajdowano tylko u osób z drugiej grupy, takie osoby zawsze po antybiotykach odczuwały bardzo wyraźną poprawę.

Lekarze często nie odróżniają tych dwóch stanów. Z jednej strony popełnia się karygodny błąd w sztuce, wmawiając pacjentowi, że antybiotyki zawsze całkowicie wyleczą chorobę (w przypadku każdej choroby bakteryjnej jest ryzyko, że leczenie nie pomoże, lekarz który twierdzi że jest inaczej powinien stracić uprawnienia), z drugiej – równie ogromny błąd wmawiając pacjentom, że objawy utrzymujące się po leczeniu to na pewno bakterie i trzeba dalej brać antybiotyki. Takie postępowanie również powinno prowadzić do utraty uprawnień.

Odróżnienie tych dwóch stanów bywa niekiedy kłopotliwe, ale najprostszy sposób to obserwacja reakcji na antybiotyk – w przypadku obecności żywych bakterii zawsze będzie poprawa. Drugie kryterium to dynamika objawów – niedoleczona choroba będzie postępować i dawać objawy coraz silniejsze i ciągle nowe, zaś przy powikłaniach po wyleczonej chorobie – objawy będą stopniowo słabnąć i nie pojawią się kolejne.

Nieco kłopotliwy może być zespół przewlekłego zmęczenia, w którym objawy są w dużej mierze wywołane nadmiernym rozwojem niektórych bakterii w jelitach – w tym wypadku antybiotyki często pomagają, co może zmylić. Tu trzeba dokładnie zanalizować objawy i upewnić się, czy nie odpowiadają temu właśnie schorzeniu. Odsyłam do witryny w całości poświęconej zespołowi:

https://zpz.naturalneleczenie.com.pl/objawy.html

Należy też pamiętać, że jest cała grupa chorób, w których antybiotyki pomagają, a które nie są boreliozą. Co więcej, antybiotyki pomagają często w chorobach, które z bakteriami nie mają nic wspólnego, czego przykładem może być znaczna poprawa zdrowia u astmatyków biorących doksycyklinę.