Zapobieganie nowotworom żołądka i przełyku.

Za kilka dni odbędzie się pogrzeb jednego z uczestników forum dyskusyjnego, na którym się udzielam. Tysiące osób śledziło jego walkę, aż do smutnego końca. Był młodszy ode mnie, zostawił żonę i dwójkę dzieci.

Nowotwory żołądka i przełyku charakteryzują się słabymi rokowaniami – tylko niewielki odsetek pacjentów udaje się uratować. Jednocześnie są one chyba najprostszymi w uniknięciu, odpowiednia profilaktyka jest w stanie zmniejszyć ryzyko o ponad 90%. Tak, to nie pomyłka. Niemal wszystkim przypadkom zachorowania można zapobiec.

Te choroby są ściśle powiązane z dietą, co zresztą widać, gdy porówna się ryzyko u ludzi i u innych zwierząt. Rak żołądka jest jednym z najrzadziej występujących w przyrodzie, a jednocześnie jednym z najczęstszych u człowieka. Płacimy najwyższą cenę za jedzenie pokarmu, który nie jest dla nas naturalny.

Zagrożenie jest bardzo realne. Statystycznie co czwarty człowiek umiera z powodu nowotworu, zaś co dziesiąta ofiara tej choroby to przypadek raka żołądka, co trzydziesta zaś przełyku. Razem daje to ponurą statystykę, ofiarą padnie co trzydziesta osoba czytająca ten tekst.

A może jednak nie? Może czytelnicy wezmą sobie te słowa do serca?

Na początek podkreślę, że do wszelkich badań dotyczących diety należy podchodzić z dużą ostrożnością. Niekiedy bardzo ciężko odróżnić, który czynnik decydował o wyniku, dobry przykład to badania które wykazały, że osoby z najwyższym poziomem witaminy C we krwi miały najniższe ryzyko choroby serca. Niektórzy wysnuli z tego wniosek, że suplementacja pozwala uniknąć miażdżycy – jednak próby kliniczne wykazały, że nie miała ona najmniejszego wpływu na choroby układu krążenia. Jak się okazało, najwyższy poziom we krwi miały osoby, które jadły dużo roślin, a mało produktów odzwierzęcych. To właśnie było czynnikiem chroniącym przed miażdżycą, a witamina we krwi była jedynie skutkiem ubocznym zdrowej diety.

W przypadku interesujących nas chorób, bardzo dobre efekty ochronne miała kapusta oraz błonnik. Problem w tym, że kapusta zawiera bardzo dużo błonnika – to mogło zafałszować wyniki. Może tylko kapusta chroni, a jedzenie na przykład otrąb nie da żadnego efektu? A może odwrotnie, każde źródło błonnika jest tak samo skuteczne, a kapusta nie ma żadnych właściwości poza tym, że go zawiera?

Czynniki ryzyka dla obu chorób są tak zbliżone, że będę omawiał je jednocześnie.

Na początek – alkohol. Tu raczej nie ma wątpliwości, dość wnikliwa metaanaliza wykazała, że częste spożywanie zwiększa ryzyko o kilkadziesiąt procent.

https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC5256369/

Podobnie palenie papierosów – tu ryzyko było podwojone

https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC4166441/

Jak się okazuje, eradykacja helicobacter potrafi zredukować ryzyko rozwoju choroby nawet o połowę:

https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/24925350

Przy okazji, można wspomagać zwalczanie tej bakterii różnymi ziołami i witaminami, co opisałem w oddzielnym artykule:

https://naturalneleczenie.com.pl/2015/07/09/eradykacja-helicobacter-naturalnie/

Przechodzimy do ciekawej substancji, zwanej witaminą U (chociaż nie ma ona oficjalnie statusu witaminy). Występuje głównie w kapuście, ma bardzo silne działanie chroniące żołądek, do tego stopnia, że sok z surowej kapusty błyskawicznie, w kilka dni leczył owrzodzenie żołądka, w czasach gdy nie wiedziano jeszcze o istnieniu helicobacter:

https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC1521464/

Mamy badanie, w którym częste jedzenie kapusty zmniejszało ryzyko choroby czterokrotnie, zaś czosnku – dwukrotnie:

https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/16227704

Wiadomo, że czosnek jest całkiem skutecznym lekiem przeciw infekcji helicobacter, nawet jest wykorzystywany w oficjalnej medycynie jako terapia wspomagająca przy antybiotykach, to tłumaczyłoby, dlaczego jego konsumpcja chroniła przed zachorowaniem. Ale naprawdę interesująca jest kapusta – co jest w niej takiego? Może po prostu błonnik. Ale jeśli to witamina U, może się okazać, że zamiast zmiany diety, wystarczy kupić suplement.

Badania nad warzywami konserwowanymi dały rozbieżne rezultaty – zapewne dlatego, że ujęto tam warzywa w jedną grupę, mieszając te mające właściwości ochronne, z neutralnymi. Ale wszystko wskazuje na to, że wszelkiego rodzaju kiszonki i sałatki w zalewie są czynnikiem ryzyka – zwiększają prawdopodobieństwo zachorowania, zamiast zmniejszyć.

Wielokrotnie pisałem o korzyściach z suplementacji cysteiny – jak się okazuje, także tutaj może to okazać się dobrą strategią. Co prawda nie przeprowadzono prób pod kontrolą placebo, ale gdy sprawdzono jej poziom we krwi okazało się, że osoby z najwyższym stężeniem miały niemal dwukrotnie niższe ryzyko zachorowania:

https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC3428021/

Z metaanalizy wynika, że wysokie spożycie tłuszczu nasyconego zwiększa ryzyko choroby o kilkadziesiąt procent, zaś wielonasyconego – obniża. Badania takie mają jednak wadę, którą omówię w następnym akapicie.

https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC4581710/

Bardzo ciężko o wiarygodne badania soli, gdyż znajduje się ona w tak dużej gamie produktów, że nie jest możliwe odróżnienie, czy to ona odpowiada za zwiększone ryzyko zachorowania, czy może na przykład wędzone solone mięso. Z tych samych powodów ciężko ocenić wpływ mięsa. Wiadomo, że konsumpcja zarówno soli, jak i mięsa, zwłaszcza czerwonego wiąże się z wysokim ryzykiem, ale bardzo trudno tu wyodrębnić konkretny czynnik, który za to odpowiada. Może się okazać, że to substancje używane przy konserwacji mięsa, siłą rzeczy byłyby one obecne też w niektórych mocno solonych pokarmach. A może po prostu zawierały tłuszcz nasycony, lub odwrotnie, tłuszcz sam w sobie jest nieszkodliwy, a w badaniach reputację popsuły mu substancje, które razem z nim zazwyczaj występują?

Zielona herbata zdaje się mieć dość silny wpływ ochronny, zmniejszając ryzyko nawet o kilkadziesiąt procent, ale dopiero picie co najmniej 5 filiżanek dziennie dało wyraźne efekty:

https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC2984861/

Warto wspomnieć o resweratrolu. W badaniach na myszach, podanie im suplementu sprawiło, że wszczepiony guz z ludzkich komórek raka żołądka rósł dwukrotnie wolniej:

https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC3836800/

Obecnie trwają badania nad wykorzystaniem tej substancji w terapii już istniejącej choroby, siłą rzeczy będzie to też doskonały – chociaż drogi – sposób na zmniejszenie ryzyka pojawienia się jej.

Nie stwierdzono wyraźnego związku między akrylamidem (powstaje między innymi podczas smażenia frytek) a zachorowalnością na nowotwory żołądka czy przełyku, wbrew temu, co niekiedy można przeczytać w internecie.

Jest dość ścisły związek pomiędzy niedoborem selenu, a ryzykiem choroby, co więcej, duża próba kliniczna wykazała, że suplementacja może znacząco zmniejszyć ryzyko – mieszanka selenu, witaminy E oraz beta karotenu zmniejszyła śmiertelność o około 20%. Niestety, cynk nie wykazał działania ochronnego, chociaż wstępne badania dawały takie nadzieje. Sugerowałbym dawki rzędu 50 mcg dziennie.

https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/8360931

Na szczególną uwagę zasługuje jod. Wszystko wskazuje na to, że zarówno jego niedobór, jak i nadmiar są bardzo silnymi czynnikami ryzyka. To może być jedna z przyczyn, dla których w Japonii czy w Korei jest prawdziwa epidemia zachorowań na raka żołądka (aż czterokrotnie wyższe ryzyko!), pomimo teoretycznie dość zdrowej diety. Ostatnio różni szarlatani próbują przekonać ludzi, że jod jest całkowicie niegroźnym pierwiastkiem i można go brać w niemal dowolnych dawkach „bo przecież nie zatrujemy się”. No nie zatrujemy, ale jeśli sugestie naukowców okażą się prawdziwe, kilkukrotnie zwiększymy ryzyko zachorowania, czyli średnio co dziesiąta osoba, która posłucha rady z internetu „bierz tyle jodu, ile tylko chcesz, to niegroźne” – zapłaci za to życiem. Tak, to nie pomyłka – aż tak wysoka byłaby śmiertelność wśród osób stosujących duże dawki jodu, gdyby prawdą okazała się hipoteza stawiająca nadmiar jodu jako główną przyczynę epidemii raka żołądka w Japonii. Co dziesiąty suplementujący umiera.

Sugerowałbym 50 mcg dziennie, nie więcej niż 150 mcg jeśli ktoś w ogóle nie je ryb i używa mało soli.

https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/8428171

https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC3705130/

Uwaga z roku 2022: olej z ogórecznika zdaje się mieć bardzo wysoką skuteczność, w jednym z badań osoby, które jadły liście tej rośliny miały kilka razy niższe ryzyko. Olej z wiesiołka powinien działać podobnie, dla ogólnego zdrowia warto brać łyżeczkę ogórecznikowego albo dwie wiesiołkowego każdego dnia.

Zabawmy się w małe podsumowanie. Spróbujmy policzyć, ile osób udałoby się uratować, gdyby zastosowały się one do porad z tego artykułu.

Tego typu rachunki zawsze są obarczone gigantycznym błędem, dlatego jeszcze raz podkreślam, to jest zabawa, a nie nauka. Czasem dwa czynniki w ogóle na siebie nie wpłyną, na przykład jeśli sierść psa powoduje alergię u 50% ludzi, sierść kota również u 50%, to na chłopski rozum, oba te zwierzęta wywołają alergię u 75% populacji (połowa i połowa z połowy), w rzeczywistości – grupy się w dużej mierze pokryją. Z drugiej strony, jeśli infekcja jakąś bakterią zabije 10% ludzi, a infekcja zupełnie inną również zabije 10%, to zarażenie się obydwiema nie zabije 11%, tylko prawie 100% chorych, z uwagi na silną synergię, osłabiony organizm nie obroni się przed dwiema naraz.

Dla celów naszej zabawy przyjmijmy model, w którym dwa czynniki zmniejszające ryzyko o 50% razem dadzą redukcję 75% (połowa, a następnie 50% z pozostałej połowy). Weźmy grupę początkową 1000 osób, ofiar śmiertelnych. Ile z nich żyłoby, gdyby stosowali się do kilku prostych zasad dietetycznych?

Najważniejsza – częste spożywanie roślin z grupy kapustnych, a także innych warzyw i owoców, możliwie mało przetworzonych. W badaniach redukcja była niemal czterokrotna, ale przyjmijmy, że ratujemy „tylko” 600 osób. Pozostaje 400.

Ograniczenie alkoholu, papierosów? Ciężko to racjonalnie ująć, gdyż osoba silnie uzależniona, rezygnująca całkowicie z tych używek zmniejsza ryzyko ponad dwukrotnie, ale ktoś kto w ogóle nie pije i nie pali, nic nie zyska. Przyjmijmy jednak 15%. Zostało 340.

Zostawmy w spokoju czosnek, w końcu niektórzy nigdy się do niego nie przekonają, nie ma też co zagłębiać się w zagadnienia eradykacji helicobacter, ale selen i cysteina to rzeczy, które każdy powinien suplementować, selenu w Polsce jest w glebie dość mało, a cysteina niesie naprawdę dużo korzyści. Przyjmijmy bardzo bezpieczną wartość 25%, chociaż badania sugerują, że można mówić o mocno ponad 50%. 255 osób.

Redukcja spożycia tłuszczu nasyconego, a także czerwonego mięsa to kolejne 25%, biorę dolną wartość, bo wyniki mogą się pokrywać (mięso zazwyczaj zawiera tłuszcz i vice versa). 191.

Zielona herbata pomaga dopiero przy bardzo dużym spożyciu, pomińmy ją w wyliczeniach, za to sól i potrawy mocno przyprawione, zwłaszcza wszelkiego rodzaju chipsy, są na tyle dokładnie przebadanym czynnikiem ryzyka, że można dać im 25%. 143.

Jod. W Polsce większość osób ma zbyt niskie spożycie tego pierwiastka, ale tak naprawdę nie wiemy, czy – i o ile – wpływa on na prawdopodobieństwo zachorowania. Mamy dane z krajów, gdzie redukcja ryzyka sięga nawet 80%, ale nie jest do końca pewne, na ile – i czy w ogóle – odpowiada za to jod. 10% będzie chyba dobrym kompromisem. 129.

Na koniec, wędzone potrawy, zwłaszcza wędzone mięso i ryby. Tutaj jest bardzo silna zależność, ale przyjmijmy 30%, z uwagi na możliwość powtarzania się wyników z tłuszczem i zwykłym mięsem. 90.

Ogórecznik bądź wiesiołek lekarski mogą zmniejszyć ryzyko ponad trzykrotnie, ale też przyjmijmy, że dadzą tylko 30%. 60.

Z 1000 osób, pozostało 60, przy uwzględnieniu najniższych wartości. Można to jeszcze redukować, na przykład ćwiczenia na siłowni czy spacery w lesie wydają się silnie wpływać na ogólne ryzyko chorób nowotworowych, ale zostańmy przy czynnikach czysto dietetycznych. Na 1000 chorych, 910 mogło tego uniknąć.