Wiele razy obiecywałem sobie, że o covid nie będę już pisał, bo to podzieliło kraj bardziej niż religia i polityka, ale spotkałem się z tak bezczelną i tak idiotyczną manipulacją, że ciężko obok niej przejść bez komentarza.
Ale zacznę od prawdy generalnej. Zawsze należy wątpić, zawsze należy pytać. ZAWSZE, a nie tylko wtedy, gdy to nam pasuje do światopoglądu. Ludzie to dość tępe zwierzęta i będą wierzyć w to, co jest dla nich akurat wygodniejsze, co bardziej pasuje do narracji, pozwala zidentyfikować się z grupą. Jak to na forum ktoś napisał, wszystkie blogi i fanpage, które odniosły duży sukces, mają jedną wspólną cechę. Czarno – biały podział świata na lepszych i gorszych, a także wyraźne postawienie czytelników po tej dobrej stronie. I to dotyczy każdego, zarówno alt-medowców, jak i „racjonalistów”.
Racjonalista pisze, że metody alternatywne przy leczeniu nowotworów nie działają. Świetnie, może sobie pisać, ale my jesteśmy istotami myślącymi, a nie frajerami. Wątpimy. Pytamy – jak w ogóle można postawić takie twierdzenie? Czy jako ludzkość znamy już wszystkie możliwe metody leczenia raka? Wszystkie co do jednej? I każdą z nich sprawdziliśmy? Bo jeśli jest chociaż jedna, której nie znamy, albo której skuteczności nie sprawdziliśmy od początku do końca, to zdanie „nie działa” jest opinią, nie faktem. A już nawet zwykły rozsądek podpowiada nam, że z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością istnieje jakaś metoda, która jest skuteczna, a która obecnie nie jest oficjalna, czyli jest ona metodą alternatywną.
Alt-medowiec mówi, że jego urządzenie do rzucania zaklęć na wodę (jakiś strukturyzator czy inny absurd) leczy raka. No świetnie, może sobie mówić, ale nie jesteśmy frajerami i tu też musimy zapytać, jakie są na to dowody? Czy istnieją czary? Czy powinniśmy też wierzyć we wróżki i krasnoludki? Czy przypadkiem ktoś nie traktuje nas tak, jak sprzedawcy garnków za 7000 zł traktują starsze osoby na pokazach?
A potem wchodzę ja, cały na biało i mówię, że olej z ogórecznika prawdopodobnie leczy stwardnienie rozsiane. No super, mogę sobie mówić, ale nie jesteśmy frajerami, powinniśmy zapytać, czy są jakieś dowody?
Ależ są, a jakże, podzielono chorych na dwie grupy, jedna dostała ten olej, druga identycznie wyglądającą kapsułkę z placebo, osoby które dostały olej po roku miały bardzo silne cofnięcie się objawów, te z placebo miały pogorszenie. Wszystko zostało opublikowane w prasie medycznej, całość była nadzorowana i recenzowana przez niezależne osoby.
Widzicie różnicę między tymi dwiema postawami na górze, a tą trzecią na dole? W pierwszym i drugim przypadku mamy krzykactwo, w trzecim przedstawione dowody. Oczywiście można (i trzeba) czepiać się, że grupa pacjentów była mała, że to tylko jedno badanie, że mogli zafałszować, że to, że tamto. Ale tu już mamy dyskusję na poziomie rzeczowych argumentów, dowodów i ich obalania, a nie pieniactwa.
Przejdźmy do meritum, chodzi mi o krążącą w internecie informację, jakoby na każde 3 uratowane przez szczepionki osoby, 2 umierały z powodu skutków ubocznych. Co śmieszniejsze, jest to argumentowane przytoczeniem linku do „badania”, gdzie takie coś udowodniono.
Co kryje się za tym badaniem? Raczej kto. Starzejący się naukowiec, który znany jest głównie z tego, że buduje wokół siebie atmosferę skandalu przy każdej nadarzającej się okazji. Wyszedł z założenia, że świat składa się głównie z frajerów, a jak powie się odpowiednio kontrowersyjną rzecz, to zawsze znajdzie się grupa naiwniaków, którzy nie sprawdzą i będą to rozpowszechniać, bo akurat im pasuje do światopoglądu.
W tym wypadku poziom frajerstwa jest po prostu przerażający, bo – przepraszam, ale muszę to napisać – trzeba być po prostu imbecylem, by nie zauważyć, że coś tu jest nie tak. Nawet małe dziecko powinno wyczuć ściemę, no jak, pandemia zabiła w Polsce już prawie 150 000 osób, zaszczepiliśmy tyle populacji, że gdyby teza tego gościa była prawdą, to z powodu skutków ubocznych szczepień zmarłoby 100 000 osób. Gdzie te trupy?
Już wyjaśniam, na czym polega ta dość prymitywna manipulacja. Po pierwsze, skąd gość wziął to, ile osób ratują szczepionki? Otóż wziął je z prób klinicznych, które były prowadzone poza falą, w krajach gdzie wtedy było dość mało zachorowań i które trwały na dodatek dość krótko. Wynik przełożył na całość populacji w czasie trwania całej pandemii, co jest tak głupie, że byłoby może śmieszne, gdyby tyle osób nie dało się na to złapać. Jeśli w czasie próby klinicznej zachorował 1% osób zaszczepionych i 2% niezaszczepionych, to właściwym wnioskiem jest, że szczepienie obniża ryzyko choroby o połowę. Tymczasem on wyciągnął z tego wniosek, że obniża o 1%, w związku z tym dopiero kilka czy nawet kilkanaście tysięcy szczepień zapobiegnie jednej śmierci.
Nie, to tak nie działa. Działanie szczepionki nie ustaje z chwilą zakończenia próby klinicznej, tylko trwa dalej, aż do ustania pandemii, w ten czy inny sposób. Co więcej, jeśli to w ogóle ma przypominać naukę, trzeba uwzględnić wiele innych czynników – ochronę reszty populacji, zmniejszenie ryzyka powstania mutacji, ochronę przed nieznanymi jeszcze powikłaniami po covid i tak dalej. To, co zrobił autor było jakimś koszmarkiem naukowym.
Ale to wszystko nic w porównaniu do tego, skąd wziął śmiertelność powikłań poszczepiennych. Istnieje baza danych, gdzie monitoruje się stan zdrowia osób, które przyjęły szczepienie. Wpisuje się tam WSZYSTKIE zdarzenia, które zostały w jakiś sposób zarejestrowane, czy zgłoszone do tej bazy, czy gdziekolwiek indziej. Widzicie już, gdzie leży problem? Na początku szczepiono głównie starsze osoby, często stojące nad grobem, wiele z nich po prostu zmarło ze starości wkrótce po przyjęciu szczepionki. Wśród „nopów” wymienionych w tej bazie danych jest między innymi… śmiertelna rana postrzałowa.
Tak, zgadza się, to NIE JEST BAZA NOPÓW, tylko spis wszystkich zdarzeń i zgonów, żeby potem na ten podstawie ocenić ryzyko powikłań poszczepiennych. Gdyby statystyka powiedziała nam, że w danej grupie powinno być 500 udarów, a było 1000, można by podejrzewać, że szczepienie podwaja ryzyko udaru (nie, nie było zwiększenia ryzyka udaru, wymyśliłem to jako przykład by pokazać, do czego baza służy). Ten „naukowiec” który opublikował swoje wypociny o tym, jakoby na każde 3 uratowane szczepieniem osoby 2 umierały z powodu NOP-ów albo był za głupi na to, żeby to wiedzieć, albo celowo dopuścił się manipulacji. Ktoś całkiem na poważnie wierzy, że osoba zastrzelona przez policję tydzień po szczepieniu zmarła z powodu skutków ubocznych tej szczepionki?
Połączenie tych dwóch błędów, drastyczne obniżenie skuteczności szczepień i równie drastyczne zwiększenie ryzyka zgonów po nich dało w efekcie tego potworka, jakim jest opublikowana przez „naukowca” praca. Niestety, gość się nie pomylił, frajerów nie brakuje, dzięki nim znowu stał się popularny. Dali się wykorzystać jak dzieci.
Ktoś mógłby słusznie zapytać, jaka jest różnica między sytuacją gdy ktoś twierdzi, że stwardnienie rozsiane prawdopodobnie można leczyć olejem z ogórecznika, a informacją o tych szczepionkach? W jednym i w drugim przypadku mamy przecież podane badanie na uzasadnienie słów?
Różnica polega w tym wypadku na tym, że dla stwardnienia rozsianego nie istnieją badania które wykazały, że olej nie działa (tzn jest jedno ale z tak małą dawką, że w ogóle nie ma znaczenia w dyskusji), a istnieje takie które wykazało, że działa. Można powiedzieć, że wszystkie badania potwierdzają tezę o działaniu oleju.
Z kolei w przypadku szczepionek istnieją już setki, jak nie tysiące badań które wykazały, że są bezpieczne i chronią przed zgonami. Tu można powiedzieć, że 99,9% badań przeczy tezie autora. I jeśli widzimy takie coś, to niemal zawsze to jedno badanie jest zafałszowane, a 1000 innych przeprowadzono prawidłowo.
Oczywiście jest też możliwość, że był tu konflikt interesów, że potężne lobby jednak wpłynęło na wyniki i te 1000 jest zafałszowanych, ale to naprawdę skrajnie rzadkie przypadki i niemal zawsze to ten jeden naukowiec kłamie, a 1000 mówi prawdę. Tu trzeba oprzeć się na rozsądku, czy jego wyniki są w ogóle fizycznie możliwe do uzyskania?
Nie bądźcie frajerami. Myślcie, wątpcie, zadawajcie pytania, ZAWSZE, a nie tylko wtedy, gdy to pasuje do światopoglądu.
Nie, nie powinno się w coś ślepo wierzyć tylko dlatego, że „większość” tak mówi, nawet jeśli to większość lekarzy i naukowców, bo nauka to biznes i jak zawsze gdy w grę wchodzą grube pieniądze, opinie większości środowiska zależą od tego, kto akurat kontroluje różnego rodzaju granty. Ale jeśli już przyjmuje się jakieś kryteria, niech one będą logiczne i zastosujmy je do WSZYSTKICH informacji, a nie tylko tam, gdzie to wygodne. Jeśli ktoś uważa, że szczepionki powinny być testowane parę lat na dziesiątkach milionów osób, to takie samo kryterium powinien przyjąć wobec iwermektyny czy amantadyny.