Witamina C i nowotwory, czyli dlaczego nie wolno ufać forom dyskusyjnym.

Anglojęzyczna wersja wpisu:

https://healthytreatment.org/2022/02/15/vitamin-c-and-cancer-or-why-forums-should-not-be-trusted/

Dawno, dawno temu, gdy szukałem opisu skuteczności różnych substancji, sugerowałem się recenzjami dostępnymi w internecie. W pewnym momencie zorientowałem się jednak, że praktycznie każdy suplement, o którym czytałem, w recenzjach miał cudowne, wręcz magiczne właściwości. Niedługo potem natknąłem się na artykuł, z którego wynikało, że recenzje są pisane nie przez osoby, które nabyły dane suplementy, ale przez zatrudnionych pracowników.

To jest niezwykle popularna forma reklamy. Pamiętam dawno temu, gdy w internecie szaleli „optymalni” ze swoją psychodietą, udało się namierzyć jedną kobietę, która na każdym chyba forum pisała, jak to na tej cud-diecie cofały się jej różne choroby. Nie wiedziała, że można ją namierzyć, rejestrowała się na każdym możliwym forum dotyczącym chorób i opisywała, jak ta właśnie choroba się u niej cofnęła. Jak to podliczono, miała ich ponad 50, każda oczywiście wyleczona cudowną dietą. Nie trzeba dodawać, że w rzeczywistości nie miała żadnej z nich. Podobnie z boreliozą – fora dyskusyjne były zalewane postami osób, które rejestrowały się tylko po to by opisać, jak to u nich czy u ich dzieci znikały różne choroby, po tym, jak zapłacili kilkadziesiąt tysięcy za „leczenie”.

W internecie są setki opisanych przypadków wyleczenia stwardnienia bocznego zanikowego po podaniu dużych dawek antybiotyków. Zazwyczaj wraz z adresem kliniki, gdzie takie cudowne uzdrowienie miało miejsce – terapia kosztuje kilkadziesiąt tysięcy euro i prawie zawsze się udaje. Problem w tym, że żaden z tych przypadków nie miał miejsca. Nie miał, bo nie mógł mieć – sprawdzono na kilku tysiącach (!) pacjentów, jak antybiotyki wpływają na przebieg stwardnienia bocznego zanikowego. Żaden nie wyzdrowiał.

Obecnie mamy podobną sytuację z witaminą C – fora internetowe przeniosły się na grupy facebookowe, można co chwilę natknąć się na posty o tym, jak to ktoś się wyleczył / wyleczył się ktoś z jego rodziny, najczęściej na grupach, gdzie jednocześnie są reklamy „jedynej działającej” witaminy C. Nawet niedawno ktoś mi napisał w dyskusji, że on zna osobiście trzy osoby, które się wyleczyły. Po przyciśnięciu okazało się, że to były trzy wpisy na facebooku, których autorów gość nigdy na oczy nie widział, ale uwierzył, że istnieją.

Jeśli ktoś Was przekonuje, że wyleczono mu nowotwór witaminą C, albo że zna kogoś komu wyleczono – poproście, żeby zgłosił się do jakiegoś naukowca, który opisze ten przypadek i zamieści ten opis w fachowej prasie medycznej. Nie dajcie się zwieść bajeczkom, że jakiś spisek nie pozwala na zamieszczanie takich opisów, niżej wyjaśniłem, czemu to bzdura.

Wielokrotnie spotykałem się z przypadkami, gdy ludzie naprawdę wierzyli, że różnymi dziwnymi rzeczami wyleczyli sobie nowotwory – pestkami z moreli, witaminą C czy nawet modlitwą. Ale po bliższej analizie okazywało się, że albo pacjent robił jednocześnie kilkanaście innych terapii, w tym na przykład chemioterapię przy chłoniaku Hodgkina, która ma ponad 80% skuteczności (ale to na pewno alternatywna mnie wyleczyła, wiem o tym!), albo leczył sobie wstępną diagnozę, która mogła, ale nie musiała okazać się nowotworem, o czym sam pacjent nie wiedział, bo przecież nie zna się na diagnostyce.

Są dwa niezawodne sposoby, po których można poznać szarlatana. Po pierwsze, wmawia, że jego sposób jest dobry na wszystko. Po drugie – twierdzi, że spisek uniemożliwia przeprowadzenie czy opublikowanie badań.

Tutaj trzeba jednak bardzo ostrożnie podejść do problemu. Co prawda powyższe twierdzenia mogą być prawdziwe, ale… no właśnie, jest tu drobne „ale”.

Pierwsza rzecz, lek na wiele różnych chorób. Zgodnie z powyższą logiką, jeśli ktoś mówiłby, że penicylina leczy syfilis, zapalenie płuc, gangrenę, sepsę, boreliozę, zapalenie gardła – to musiałby być szarlatan, no jak to tak, jeden lek na tyle chorób? Niemożliwe. Na dodatek każda z tych chorób ma różne objawy, szarlatan jako żywo.

Jak widać, żeby móc odpowiedzieć na pytanie, czy jedna substancja pomoże na wiele schorzeń, trzeba mieć niejakie pojęcie o ich przyczynach. Ludzie lubią proste rozwiązania – dotyczy to obu stron barykady. Jedni chcieliby wiedzieć, że są mądrzejsi od wszystkich lekarzy i naukowców, że znają cudowny lek na każdy rodzaj nowotworu, witaminę C. Drudzy z kolei chcieliby znać cudowny sposób na oddzielenie nauki od szarlatanerii, chcieliby wiedzieć, że są mądrzejsi od tych wszystkich, co mają wątpliwości. Obie grupy po prostu chcą sobie połechtać ego.

Druga sprawa, osławiony spisek. Częściowo jest to prawda, częściowo kłamstwo. Nie, nikt nie blokuje publikacji. Jeśli jakaś substancja działa, to można to opisać, żadne bojówki BigPharmy nie utną publicyście głowy. Wielokrotnie podawałem przykład badań, gdzie opisano skuteczne terapie przeciw pozornie nieuleczalnym schorzeniom. Gwarantuję, że gdyby witamina C pomogła komuś na chorobę nowotworową, to lekarze i naukowcy rzuciliby się na ten przypadek, żeby go opublikować w fachowej prasie. Dla niedowiarków, opisane przypadki wyleczenia / powstrzymania rozwoju chorób nowotworowych solami kwasu dichlorooctowego, substancją która jest śmiesznie tania i można powiedzieć, że to bardzo poważne „zagrożenie” dla przemysłu farmaceutycznego. Gdyby chciano coś ukryć, to właśnie działanie tych soli. A jednak publikacje pojawiają się jedna po drugiej:

https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/23263938

https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC5067498/

https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC5554882/

https://www.journalmc.org/index.php/JMC/article/view/2456/1816

Mowa o stosunkowo mało popularnej substancji, której prawie nikt nie używa – nie ma w internecie ludzi, którzy zarabiają na jej sprzedaży, więc mało kto o tym wie, na dodatek została ona „odkryta” dopiero kilka lat temu. I bez żadnego problemu, spisku ani niczego takiego w fachowej prasie są opisy przypadków, gdzie to zadziałało i wyciągało ludzi z nowotworów.

Dlaczego więc pisałem o „ale”? Można popatrzeć na powyższe przykłady. Mamy coś, co potencjalnie jest bardzo skutecznym lekiem, są wstępne badania na zwierzętach dające rewelacyjne rezultaty, są opisy przypadków pacjentów wyciągniętych w zasadzie grabarzowi spod łopaty. I co? I nic. Nie bada się tego. Nie z powodu spisku. Po prostu nie ma sponsora. Nikomu nie opłaca się inwestować w lek przeciwnowotworowy, na którym nie zarobi.

Podsumowując, jeśli jakaś terapia faktycznie działa, w fachowej prasie medycznej będą przynajmniej pojedyncze przypadki, czyli odpada argument „Big Pharma zablokuje publikacje!”. Ale jednocześnie jest bardzo prawdopodobne, że obiecujące terapie w ogóle nie zostaną przebadane w poważnych próbach klinicznych, odpada więc również argument „jakby działało to by to zbadali!”.

O witaminie C w aspekcie chorób nowotworowych wiemy wbrew pozorom całkiem sporo. Wiemy na przykład, że suplementacja w ogóle nie wpływa na ryzyko rozwoju choroby, w próbach klinicznych brało udział ponad 60 000 uczestników, przy tak dużej grupie jest fizycznie niemożliwe, żeby nie wykryć wpływu na ryzyko zachorowania, gdyby taki wpływ istniał:

https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC4666862/

Pozostaje używanie witaminy C jak chemioterapii, czyli dożylnie. Także tutaj z obu stron barykady mamy krzykaczy, którzy co prawda niewiele mają do powiedzenia, ale mówią to bardzo głośno. Od jednych usłyszymy, że dożylna witamina C leczy z każdego nowotworu, od drugich – że z żadnego. A prawda jest taka, że niemal każda substancja podawana w takich dawkach może wpływać na przebieg chorób nowotworowych. O czym obie grupy zapominają – każdy nowotwór jest inny. Dla przykładu, bez linkowania bo z pamięci teraz piszę, przy dwóch różnych liniach komórkowych czerniaka w jednym wypadku omega 3 bardzo silnie powstrzymywało ich namnażanie się, w drugim – nie miało żadnego wpływu. Niby ten sam nowotwór, czerniak, ale delikatnie się różniący – i to wystarczy, żeby omega 3 z bardzo ładnie działającego leku zmieniło się w bezwartościowy olej.

Siłą rzeczy musi istnieć rodzaj choroby nowotworowej, przy której dożylna witamina C okaże się skutecznym lekiem (przy czym o skutecznym leku w chorobie  nowotworowej mówimy również wtedy, gdy po prostu spowalnia on jej rozwój). Ale na tej samej zasadzie musi też istnieć taki rodzaj, przy którym ta sama witamina C przyspieszy jego rozwój. Jak już jesteśmy przy czerniaku – wykorzystuje on antyoksydanty do robienia przerzutów.

Mamy wyniki prób klinicznych:

https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/20799507

Z 24 pacjentów, którzy dostawali dożylną witaminę C, u żadnego nie zaobserwowano cofania się choroby. Poprawa samopoczucia, zmniejszenie dolegliwości bólowych – owszem, ale u żadnego z nich nie doszło do wyleczenia, ani nawet spowolnienia postępu nowotworu.

Z drugiej strony, mamy przykład pacjenta:

https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC5882293/

Zastosował on wlewy z witaminy C jako terapię przeciw zaawansowanemu rakowi trzustki. Medycyna nie dawała mu żadnych szans. Jednak choroba została powstrzymana, a następnie cofnęła się. Można powiedzieć, że jest to przykład wyleczenia raka trzustki. Niestety nie wiadomo, jakie jeszcze metody zastosował pacjent – na pewno nie korzystał z chemioterapii ani z żadnej innej metody „oficjalnej”, więc jego wyzdrowienie jest w całości zasługą medycyny alternatywnej, albo po prostu był to rzadki przypadek spontanicznego samowyleczenia. Wiadomo, że pacjent stosował ekstremalnie wysokie dawki witaminy D3, co zresztą pośrednio doprowadziło do jego śmierci, ale nie ma danych o innych suplementach.

Z tego zresztą powodu tylko próby kliniczne pod kontrolą placebo mają jakąkolwiek wartość, bez nich jest niemożliwym stwierdzenie, czy pacjent wyzdrowiał dzięki wlewom z witaminy C, czy może pomimo tych wlewów.

https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/1104207

W tym wypadku z kolei chłoniak cofnął się po terapii witaminą C, zaatakował ponownie po jej wstrzymaniu i cofnął się po raz kolejny po jej wznowieniu.

Jest jeszcze kilka opisanych przypadków, ale wszystkie wyglądają podobnie – pacjent brał witaminę C, a oprócz tego kilogramy innych rzeczy.

Przyjrzyjmy się wynikom próby klinicznej, gdzie sprawdzono jak działa dożylna witamina C w przypadku raka trzustki – tak, przeprowadzono taką!

https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC3587047/

Niestety, nie było tak różowo. Z 9 pacjentów, 8 zmarło. Jeden żył po zakończeniu próby klinicznej, ale choroba czyniła postępy i zgon był kwestią czasu. Wyniki sugerują, że pacjenci być może – ale tylko być może – żyli nieco dłużej niż wskazuje na to statystyka, ale ani jednego z nich nie udało się uratować za pomocą wlewów z witaminy C, u żadnego też nie zaobserwowano silnego spowolnienia rozwoju choroby. Uprzedzając pytania – dawki były zbliżone do tych stosowanych w opisanym wyżej przypadku.

W powyższym przykładzie bardzo ładnie widać różnicę pomiędzy „opisany pojedynczy przypadek”, a „przeprowadzono szczegółowe badania”. Mamy tego gościa, u którego cofnął się rak trzustki, wiemy, że brał dożylną witaminę C – ktoś mógłby powiedzieć „haha, wiedziałem, dowód na działanie!”. A potem okazuje się, że pacjent oprócz tej witaminy brał trzydzieści innych suplementów i drastycznie zmienił dietę. Co więcej, w tym pojedynczym przypadku mamy opisanego jednego człowieka, któremu się udało, a nie widzimy tysięcy tych, którym nie wyszło.

Z kolei gdy lekarze wybrali pacjentów i sami robili im wlewy, możemy wiedzieć na pewno, że pacjenci nie robili żadnych dodatkowych terapii na własną rękę (a w każdym razie nie fanatycznie, jak ten wcześniej opisany, który prawie zabił się witaminą D3), mamy też pełen wgląd w sytuację – widzimy ilu pacjentów zaczęło leczenie.

Zwykłym idiotyzmem jest gadanie, że fałszuje się takie badania. Zacznijmy od tego, jaka jest w ogóle podstawa by twierdzić, że witamina C może być lekarstwem? Jedyne co mamy to słowa gościa, który chce nam tę witaminę sprzedać. I nic więcej. Na tej zasadzie ja mógłbym zacząć sprzedawać nie wiem… egzorcyzmy leczące raka, przekonując, że na pewno działają, a jak w badaniach wyjdzie że tego nie robią mówiłbym, że te badania to zafałszowano. W takim wypadku mamy do czynienia nie z nauką czy medycyną, ale z religią – mamy uwierzyć, bo guru powiedział.

Nie, tak nie wolno. To osoba twierdząca, że jej specyfik leczy powinna przedstawić dowód na jego działanie, coś więcej niż „kupcie ode mnie”. Wiem, że to kuszące – móc mówić „ha, ja wiem, jak się leczy raka, znam sekret którego nie zna żaden lekarz!”, na tym zresztą opiera się popularność szarlatanów – mówią to, co ludzie chcą słyszeć, ofiara ma poczucie bycia kimś wyjątkowym. Ale z boku taka osoba wygląda jak członek sekty, pokrzykujący że tylko on pójdzie do nieba, a cała reszta ludzi do piekła. Smutny widok.

Podsumowując:

Wszystkie próby kliniczne, przeprowadzone w kontrolowanych warunkach dały rezultaty negatywne. Ani jednego pacjenta nie udało się uratować. Zebrane informacje wskazują na niewielką skuteczność, spowalniającą chorobę, ale tylko w przypadku niektórych nowotworów. Prawdopodobnie istnieją nowotwory, przy których dożylna witamina C będzie bardzo skuteczną terapią,  podobnie jak prawdopodobnie istnieją takie, w których przyspieszy rozwój choroby, ale wszystko wskazuje na to, że to będą rzadkie wyjątki.

Podawanie dożylnej witaminy C poprawia stan pacjentów – zmniejsza ból, łagodzi skutki uboczne zwykłego leczenia, ale nie cofa choroby nowotworowej.

Jedyne sytuacje, gdy choroba faktycznie się cofnęła to opisy pojedynczych przypadków, gdzie po pierwsze nie mamy pewności, czy pacjent nie stosował jednocześnie kilkuset innych suplementów (a w najbardziej spektakularnym mamy wręcz pewność, że stosował), po drugie – nie wiemy, czy wcześniej tego samego nie próbowało kilkudziesięciu tysięcy innych bez żadnych efektów, co oznaczałoby że zapewne jest to ten jeden na kilkanaście tysięcy przypadek samoistnego cofnięcia się choroby.